Już od kilku dni publicyści i eksperci polityczni z całego świata debatowali nad możliwą zmianą układu sił w walce o fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych. W niedzielę wieczorem Joe Biden potwierdził krążące przypuszczenia, uroczyście ogłaszając wycofanie się z rywalizacji o Biały Dom. W swym oświadczeniu udzielił wsparcia swej prawej ręce, piastującej stanowisko amerykańskiej wiceprezydentki Kamali Harris.
Decyzja głowy państwa podyktowana była jego słabnącą formą, którą boleśnie zweryfikowała chłodno przyjęta przez publiczność debata telewizyjna z Donaldem Trumpem. Biden będzie sprawować dotychczasową funkcję jeszcze przez kilka najbliższych miesięcy. Choć nie ujawnił oficjalnie swych planów na przyszłość, pewnym jest, że wreszcie będzie mógł poświęcić więcej czasu ukochanej żonie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Joe Biden oświadczał się Jill aż 5 razy
Los zdecydowanie nie rozpieszczał prezydenta Stanów Zjednoczonych. Zanim wszedł w związek ze swoją obecną żoną, wiódł życie u boku swej szkolnej miłości, Neilii. Niedługo po zawarciu związku małżeńskiego doczekali się narodzin dwóch synów i córki. Niestety, ich rodzinne szczęście przerwała niewyobrażalna tragedia.
6 tygodni po tym, jak zostałem wybrany na senatora, moje życie się rozpadło. W Waszyngtonie organizowałem mój zespół. Wtedy zadzwonił telefon. Moja żona z trójką dzieci jechała na gwiazdkowe zakupy, gdy w bok ich samochodu uderzyła ciężarówka, która zabiła Neilię i naszą córkę. Nie było pewne, czy nasi dwaj synowie przeżyją. Niesamowita więź, która łączy mnie z dziećmi, jest darem, który nie wiem, czy otrzymałbym, gdyby nie to, przez co przeszedłem. Wybawiło mnie to, że skupiłem się na synach - zdradził podczas swojego wystąpienia na uniwersytecie Yale.
Wielomiesięczna walka o życie chłopców przysłoniła cały jego świat. W miarę upływu czasu brat Joe Bidena namówił go na spotkanie z niejaką Jill Jacobs. Choć początkowo studentka pedagogiki nie dawała młodemu mężczyźnie większych szans na kontynuację znajomości, ostatecznie uległa jego czarowi i wyróżniającej go na tle rówieśników dżentelmeńskiej postawy. Wielokrotnie jednak odrzucała jego zaręczyny.
Albo zdecydujesz, czy za mnie wyjdziesz, albo to koniec. Nie zapytam ponownie. Za bardzo Cię kocham, by być tylko przyjaciółmi. Potrzebuję odpowiedzi: tak lub nie. Nie musisz mówić, kiedy się pobierzemy. Po prostu powiedz mi, czy się pobierzemy - tak Jill Biden wspominała słowa męża na łamach miesięcznika "Time", po jego czterech wcześniejszych próbach.
Jill Biden zdradziła również, że jej trudności z podjęciem tak ważnej decyzji wynikały z zobowiązań wobec synów partnera, którzy zmierzyli się z ogromnie bolesną stratą. Ostatecznie stali się mężem i żoną 17 czerwca 1977 r. Udało im się stworzyć szczęśliwą rodzinę, która powiększyła się wraz z narodzinami córki Ashley, znanej dziś ze swej działalności społecznej oraz kariery projektantki mody. Niestety, z biegiem lat ich życie naznaczyła kolejna tragedia. 9 lat temu zmarł syn polityka, Joseph, znany również jako Beau. Mężczyzna odszedł po zaledwie kilkunastu miesiącach od zdiagnozowania u niego raka mózgu.
Bidenowie świętowali niedawno 47. rocznicę ślubu. W przyszłym roku minie natomiast pół wieku od momentu ich pierwszego spotkania. Mimo wielu wstrząsających przeżyć polityk wielokrotnie nazywał siebie "szczęściarzem", publicznie dziękując ukochanej żonie za powierzenie mu swojego życia.