Jolanta Kwaśniewska nigdy nie ukrywała, że rola pierwszej damy miała zarówno blaski, jak i cienie. Niedawno na rynek wydawniczy trafiła nowa książka żony Aleksandra Kwaśniewskiego, w której podzieliła się m.in. doświadczeniami właśnie z tego okresu. Na premierze nie brakowało znanych osobistości mediów.
Kwaśniewska wprost o zarobkach. Zarabiała więcej od męża
Teraz Kwaśniewska wróciła myślami do tego, jak wyglądały początki prezydentury męża i jaki to miało wpływ na ich życie. W rozmowie z Marcinem Mellerem w programie "Mellina" Eski Rock przyznała, że na dzień po wygranych wyborach przed ich mieszkaniem na Wilanowie stały już samochody BOR-u. Wtedy zrozumiała, że czeka ich zupełnie nowy rozdział.
Jak zobaczyłam te samochody i widziałam, jak nasi przyjaciele wąską uliczką mają problemy z wyjazdem, to pomyślałam sobie - no, zaczęło się - wspomina. To jest pierwszy moment, kiedy wchodzą panowie z BOR-u i mówią do mnie "pani prezydentowo". Myślę sobie, "to się nie dzieje, to się nie dzieje".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Życiowe zmiany dotknęły nie tylko Kwaśniewskiego, ale także jego żonę, która wtedy prężnie działała biznesowo. Jak twierdzi, zarabiała bardzo dobre pieniądze.
Rzeczywiście to był taki moment, taki naprawdę najfajniejszy w życiu. Prowadziłam moją agencję obrotu nieruchomościami, miałam świetny zespół, już ten moment, kiedy komputery się wprowadzało. (...) Tak pomyślałam - i teraz można będzie żyć. I to był taki moment, kiedy zaczęłam zarabiać bardzo dobre pieniądze, bo ten Wilanów stał się takim miejscem, że wszyscy chcieli tam mieszkać. Wynajęcie domu i pierwszy taki czynsz, który z reguły agencja brała, to już był taki moment, że mówię: "A, mogę pójść na jakieś fajne zakupy, mogę zaszaleć sobie".
W obliczu nowych obowiązków jako pierwsza dama nie wiedziała więc, co powinna zrobić. Wraz z mężem spotkali się wtedy z Ryszardem Kaliszem i po dyskusji wysnuli wniosek, że małżonka prezydenta nie powinna pracować, bo taki jest standard. Kwaśniewska podjęła więc trudną, ale oczywistą decyzję.
W takiej roli nie wyobrażałam sobie, że małżonka prezydenta chodzi i oprowadza ludzi po domach, w związku z tym od razu oddałam w zarząd moją agencję, no i tak się skończyła ta bajka - wyznała.
Jolanta wspomniała też o tym, jak wyglądały reakcje na nowe role jej i męża. Było wiele gratulacji, ale także sporo hejtu. Nieoczekiwanie wyznała jeszcze, jak wyglądały w ich rodzinie kwestie finansowe.
Ja nigdy nie chciałam być w polityce, a polityka weszła w moje życie w 1995 roku. Ja nie wierzę - jesteśmy przyzwoitą rodziną, te zarzuty, bzdurne takie, że Olek na spotkanie z Wałęsą poszedł z teczką wypełnioną, która opowiadała o naszych finansach. Mniej o Olka, a bardziej o moich, bo to ja zarabiałam znacznie większe pieniądze od niego.