Choć od prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego minęły prawie dwie dekady, jego żona wciąż zdaje się jedną z bardziej lubianych przez Polaków pierwszych dam. Jolantę Kwaśniewską od lat uznaje się bowiem za uosobienie klasy, elegancji i dobrych manier.
Była prezydentowa wciąż interesuje media, w związku z czym raz na jakiś czas udziela wywiadów, w których głównie wraca wspomnieniami do czasów, gdy mieszkała wraz z mężem i córką w Pałacu Prezydenckim.
Przypominamy: Jolanta Kwaśniewska wspomina trudny los Pierwszej Damy: "SAMA PŁACIŁAM ZA UBRANIA, sama się czesałam i robiłam makijaż"
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ostatnio spotkała się z Michałem Olszańskim w audycji "W cztery oczy". Głównym tematem ich rozmowy było wspomnienie czasu prezydentury Aleksandra. Jola wyznała m.in., że gdy jej ukochany wygrał wybory, wcale nie była cała w skowronkach.
To był trudny moment dla mnie. "Matko boska! Mam tak ułożone życie, mam świetnie funkcjonującą agencję obrotu nieruchomościami pod nosem w Wilanowie, zarabiam znacznie większe pieniądze niż mój mąż kiedykolwiek w życiu. Mam zatrudnionych ludzi". Dziecko rozpoczynało wtedy naukę w liceum, a tu bęc! Wygrane wybory i następnego dnia pod domem w Wilanowie, na małej uliczce, stojący BOR: "Pani prezydentowo, panie prezydencie". Mówię: "O kurczę, to się narobiło! - opisała, jak się wówczas czuła.
Okazuje się, że tak naprawdę kobieta do ostatniej chwili nie wierzyła w zwycięstwo męża:
W 1995 roku nie dawałam wiary - zdradza i wspomina gorzko skutki politycznej walki sprzed lat:
(... ) Ten background z czasów PRL-u na pewno nie pomagał... To była ohydna kampania, która kosztowała życie mamy Olka. Mama została totalnie zaszczuta. Ta ilość nienawiści, wylewanych pomyj, tworzenia pewnego rodzaju faktów - ujawnia, dodając, że ona również przypłaciła tamten czas zdrowiem:
O wiele więcej niż mogłam, niż wytrzymywałam, brałam na swoje barki. Dwa razy padłam totalnie, kroplówki dostawałam, takie cuda.
Podczas wywiadu 67-latka wyznała, że czas po zakończeniu przez Aleksandra kadencji prezydenckiej także nie należał do najłatwiejszych.
Mnie było łatwiej wrócić do normalnego życia niż Olkowi, tym bardziej że nie mieliśmy mieszkania. Polecieliśmy do Szwajcarii, do siostry męża. W ostatniej chwili udało się nam kupić mieszkanie, ale ono wymagało remontu. Rzeczy były w paczkach w magazynach, u panów z ochrony, u moich sióstr (...) - ujawnia, oceniając z perspektywy czasu: To był błąd. Trzeba było sobie wcześniej przygotować miejsce, do którego się wróci. W naszym małym mieszkaniu w Wilanowie zamieszkała Ola.
Spodziewalibyście się, że Jolanta ma za sobą takie przejścia?