Współpraca barterowa to dla influencerów świetna okazja do tego, by otrzymywać za darmo produkty od wszelakiej maści próbujących rozkręcić się firm. Jednocześnie ten rodzaj transakcji wymaga od znanych twarzy zaprezentowania rzeczy w swoich mediach społecznościowych. O tym, że tego typu z pozoru banalna wymiana niekiedy nie jest łatwą sztuką i może przysporzyć problemów, przekonała się ostatnio Julia Wieniawa.
22-latka została "bohaterką" jednego z filmików youtuberki Pantinki. Kobieta zarzuciła "znanej influencerce", że ta nie wywiązała się ze współpracy, którą nawiązały przed kilkoma miesiącami. Gwiazda ta po otrzymaniu artykułów, które miały przyozdobić jej wart 2 miliony apartament, zwlekała ponoć z zareklamowaniem produktów marki. Gdy jednak w końcu to zrobiła, pomyliła firmy, oznaczając w poście rzecz, która nie pochodziła ze sklepu Pantinki... Internauci prędko wydali wyrok, że ową influencerką jest Julia Wieniawa.
Oskarżona o oszustwo Julka nie omieszkała zabrać głosu w sprawie, która zdążyła odbić się w mediach społecznościowych szerokim echem. Wywołana do tablicy nagrała więc obszerne wyjaśnienia, które udostępniła na Instastories.
Jak pewnie wiecie, jest wiele firm, które do mnie piszą, które chciałyby mi coś sprezentować, które chciałyby potem współpracę i tak dalej… (...) No i właśnie tak pół roku temu, kiedy na głowie miałam remont, napisały do mnie dwie firmy, o dwóch różnych nazwach, ale o tych samych profilach i takich samych rzeczach, sprowadzanych z Bali… - zaczęła, przechodząc do sedna:
Napisały do mnie, że widziały gdzieś tam, że będę urządzała mieszkanie w stylu balijskim, więc marzą o tym, żeby wysłać mi jakieś rzeczy ze swojego asortymentu i czy jest w ogóle taka możliwość, czy ja mogę sobie coś wybrać. Powiedziałam: "Czemu nie?" i z jednej firmy wybrałam sobie parę rzeczy, z drugiej również - wspomina, wtrącając nieco poirytowana: Generalnie sytuacja jest trochę absurdalna i głupio mi w ogóle, że na ten temat muszę się tutaj wypowiadać, i się z czegokolwiek tłumaczyć... - słyszymy na opublikowanych na Instagramie filmikach.
Obiecałam tym firmom, że oczywiście wrzucę im relację, że w zamian za te rzeczy chętnie im pomogę i zrobię promocję. Uprzedzałam te firmy, że jestem w bardzo trudnym momencie w życiu, bo byłam w programie tanecznym, robiłam dwa filmy. Miałam naprawdę dużo rzeczy na głowie, a przy okazji też nie mieszkałam w tym mieszkaniu. Tu trwał remont, tu był totalny syf, wszędzie były pudełka, kurz… Ja nie miałam warunków na to, żeby im zrobić fajną reklamę - tłumaczy zapracowana celebrytka i kontynuuje:
Ta firma X, która tam oskarża mnie, że ich oszukałam, co jest nadużyciem, ale już jakby nie mówmy o tym, upominała się, kiedy coś wrzucę. Ja mówię, że w ogóle nie wiem, czy paczka przyszła, zapytam swojego architekta, dowiedziałam się, że przyszła. Mówię, że okej, że jak będę na miejscu, to zrobię. Po jakimś czasie przyjechałam na miejsce (nadal trwał remont) i zobaczyłam, że te wszystkie paczki są odpakowane, no bo moi architekci po prostu robili to za mnie. Więc stwierdziłam: "O, fajnie, jest ten fotel, który dostałam z firmy X, no to im zrobię relacje, że już jest, bo jest piękny". No i wrzuciłam tę relację, oznaczyłam firmę i myślałam, że wszystko będzie dobrze. Po czym okazało się, że nastąpiła głupia pomyłka, jakieś niedopatrzenie z mojej strony. Ja oznaczyłam nie tę firmę, którą powinnam, bo po prostu pomyliło mi się… Okej, to jest mój błąd owszem. Ale to nie jest powód do nazywania mnie oszustką - ubolewa nad oskarżeniami Julka.
Oczywiście dopiero później się zorientowałam, co zrobiłam i od razu sprawę wyjaśniłam z tą firmą, usunęłam relację i sprawa ucichła. Po jakimś czasie wstawiałam zdjęcie dokładnie z tym samym fotelem, oznaczając poprawnie firmę, od której dostałam ten fotel - przekonuje, wskazując na niedopatrzenia, których dopuściła się skonfliktowana z nią firma:
A teraz do sedna, czyli do firmy, która mnie oskarża. Nie będę podawała jej nazwy, nie chcę robić też chyba tego, na co ta firma liczy... Od tej firmy jak się okazało, nie dostałam tego, co sobie wybrałam, tylko dostałam dwie rzeczy. Jest nią malutki dywan i niekompletna huśtawka, której nie miałam jak zawiesić. Dlaczego o tym mówię? Ponieważ w tym filmiku padły słowa, że to było zamówienie na kilka tysięcy Jest to troszkę wygórowane, ponieważ nie są to takie ceny, ale jakby nie jest to o tym. Firma, która tam mnie oskarża, w ogóle chciałam tylko powiedzieć, że nie z nazwiska, ale podała takie daty i wydarzenia, że każdy połączył kropki, że to ja - nie było to trudne. W każdym razie ta firma napisała do mnie, kiedy wrzucę relację, a ja mówię, że "No hej, czy ta huśtawka ma jakąś linę? Jakiś hak? Jak to się w ogóle wiesza?” A oni: "Nie, nie wysłaliśmy”. Więc ja mówię, że dobra jak to ogarnę (naprawdę miałam inne priorytety niż zajmowanie się huśtawkę), no to zrobię i będzie spoko - słyszymy. Chciałam też przypomnieć, że to nie ja się prosiłam o te rzeczy, tylko firma napisała do mnie, więc mogłaby po prostu chwilę poczekać... - zaznacza 22-latka, tłumacząc się ze zwłoki:
Ta chwila trwała długo, bo parę miesięcy, ale tak owszem. Ja w ferworze różnych i prywatnych i zawodowych sytuacji zapomniałam o tym, gdzieś mi to wypadło. Gdzieś mi się te wiadomości zgubiły w gąszczu innych...
To nie była złośliwość i nie wiem, czy nazywanie mnie oszustką i złodziejką przez internautów i w sumie też autorkę tego filmiku, czy to jest na miejscu... Wydaje mi się, że nie - mówi na Instastories dotknięta oskarżeniami Wieniawa.
Chciałam tylko powiedzieć, że zareagowałam na ten filmik od razu, napisałam do tej firmy z przeprosinami, że głupio mi, że tak wygląda ich punkt widzenia, że nie miałam tego w planach. Zaproponowałam od razu, żeby oddać pieniądze za transport i za te dwie rzeczy lub odesłać te rzeczy. Nie jestem osobą, która żeruje na małych firmach. Jest to dla mnie naprawdę kuriozalne.
Na koniec wywodu pokazała produkty, które dostała od Pantinki i zaznaczyła: Nie jestem oszustką i nie jestem złodziejką.
Po chwili dodała kolejne nagrania, w których podziękowała fanom za ciepłe słowa, hejterów wypisujących jej krytyczne komentarze wysyłając do... psychologa.
Nie mam zamiaru czytać wyzwisk pisanych z anonimowych kont, bo nie potrzebuję tego. Sprawa jest wyjaśniona, a ludzi, którzy potrzebują wylać swoje frustracje, zapraszam do psychologa.
Myślicie, że hejterzy skorzystają z jej "zaproszenia"?