Julia Wieniawa nie miała ostatnio najlepszej prasy za sprawą pamiętnego wywiadu u Żurnalisty. Trzeba jednak przyznać, że celebrytka, która zwykła mówić "kto jest moją konkurencją? no kto?", odnotowała właśnie spory sukces. Młoda aktorka wystąpiła w drugiej części slashera "W lesie dziś nie zaśnie nikt", a jej kreację Mutancicy Zosi docenili krytycy filmowi.
Horror z Wieniawą zbiera dość pochlebne recenzje, a dodatkowo jest w tym momencie drugą najpopularniejszą produkcją w Polsce na platformie Netflix. Z okazji Halloween celebrytka postanowiła wyjaśnić fanom, jak wyglądały przygotowania do roli. Zdradziła, że długie godziny spędziła w "mejkapowni", bo proces postawania charakteryzacji był bardzo mozolny.
U mnie Halloween trwało ponad miesiąc, dlatego w tym roku już nie mam ochoty się przebierać - napisała Wieniawa, pokazując na Instagramie twarz swojej filmowej postaci.
Gdy charakteryzatorki uwijały się, by Wieniawa wyglądała jak mutancica z prawdziwego zdarzenia, celebrytka mogła wcinać frytki. Jednak były też momenty, gdy Julka musiała mierzyć się z własnymi lękami...
Najpierw odlew całego ciała. Odlew głowy był najgorszy, bo czułam się jakbym była zamknięta w malutkim pomieszczeniu. Klaustrofobiczne. Charakteryzacja Mutancicy Zosi trwała 6 godzin. Dzień w dzień. Potem zmywanie trwało kolejne 2 godziny - wyznała.
Julia zdradziła też, że na potrzeby roli musiała nauczyć się specjalnego "języka".
Tu nasz scenariusz w języku potworów. Nie wiem, czy wiecie, ale musieliśmy się nauczyć wymyślonego specjalnie pod nasz film języka. To nie była improwizacja. To był hardcore - dodała.
Prawdziwa poliglotka?