W miniony czwartek odbyła się uroczysta premiera filmu "Sala samobójców. Hejter". Produkcja w reżyserii Jana Komasy to druga część nagrodzonego Srebrnymi Lwami filmowego hitu z 2011 roku. Na wielkim ekranie w głównych rolach widzowie zobaczą między innymi Macieja Musiałowskiego czy Vanessę Aleksander. Na premierze nie zabrakło też pozostałej części obsady. Uroczystość zaszczyciła swoją obecnością również Julia Wieniawa, która w filmie wcieliła się w postać mierzącej się z hejtem popularnej trenerki fitness.
21-latka w rozmowie z Michałem Dziedzicem z Pudelka opowiedziała nieco o swojej roli, ale przede wszystkim o hejcie, który stanowi główny wątek filmu Jana Komasy. Z racji na niewątpliwą popularność aktorka wielokrotnie sama musiała mierzyć się z krytyką, niekoniecznie tą konstruktywną. Jak sama jednak przyznaje, hejt obecnie dotyka nie tylko gwiazdy, ale przede wszystkim "zwykłych" ludzi.
I choć przyznaje, że jej rola w filmie jest niewielka, to jednak dodaje przy tym, że jest ona dość kluczowa i istotna dla fabuły. Co istotne, Wieniawa zwraca też uwagę na fakt, że po części w produkcji gra samą siebie, czyli gwiazdę, ale nie uważa, że to coś złego. Wręcz przeciwnie:
Mam nadzieję, że tą rolą przemówię do osób, którzy hejtują mnie, ale też inne gwiazdy. I mam nadzieję, że ten film przypomni, że my również jesteśmy ludźmi, my również mamy uczucia, emocje i nie ściemniajmy, że nie czytamy tych komentarzy, bo te komentarze są na koniec dnia bardzo opiniotwórcze i kreują pewien wizerunek gwiazd w głowach innych.
Jak dodaje, choć stara się nie przejmować negatywnymi komentarzami, to czasem "wchodzą jej na psychę".
Hejt jest tak samo niebezpieczny jak koronawirus - podsumowuje aktorka.
Ma rację?