Jakiś czas temu Julia Wróblewska otwarcie opowiedziała o zaburzeniach osobowości, z którymi się boryka. W lipcu aktorka opisała na swoim Instagramie dolegliwości związane z chorobą. Pisała między innymi o depersonalizacji, której zdarza się jej doświadczać. Wróblewska dodała wtedy, że podczas obezwładniających jej ciało i psychikę ataków cierpi też czasem na amnezję i derealizację.
Ale to nie wszystko. Walcząca z zaburzeniami osobowości Julia miewa w swoim życiu epizody, podczas których staje się wręcz niebezpieczna dla siebie samej. W wyjściu z zapaści pomagają leki, ale najbardziej - psychoterapia. Wróblewska jeden z takich epizodów miała niedawno - zniknęła wtedy na dłuższą chwilę z mediów społecznościowych.
Jest źle. Jest bardzo źle. Jestem w ostrym epizodzie mojego zaburzenia i staram się sobie radzić. Zalewają mnie emocje, których nie chcę, ale nie umiem powstrzymać i sprawiają mi okropny ból, wykańczają fizycznie i psychicznie - pisała Julka.
Na szczęście epizod zakończył się. W ubiegłym tygodniu Julia pisała do fanów na Instagramie.
Już trochę lepiej, musiałam przejść różne emocje i stany, które się we mnie działy, otrzymałam pomoc, która dużo mi dała. Mam już plan na dalsze leczenie, dość intensywne, to będzie duży i odważny krok w moim życiu. Ale póki wszystkiego nie potwierdzę, to nie chcę Wam jeszcze mówić. Jak już będzie to pewne, opowiem Wam jak to będzie wyglądać, dlaczego chciałabym przejść coś takiego i co może mi to dać. Póki co jestem dużo stabilniejsza niż jakiś czas temu. Wciąż jestem lekko odrętwiała i nie mam za dużo energii, ale jest lepiej. Potrzebuję po prostu czasu na regenerację - podkreślała.
W swoich postach na Instagramie aktorka z całą mocą podkreśla, że oddałaby wszystko za to, by jej choroba zniknęła.
Gdyby ktoś mógł za pstryknięciem palca odjąć mi chorobę, oddałabym wszystko, tak jak Arielka swój głos. Oddałabym osiągnięcia, pieniądze, rozpoznawalność, wszystkie przywileje i benefity które z tego mam bez wahania. Tylko błagam, niech ktoś to ze mnie wyjmie - pisała niedawno przygnębiona Julka.
Tymczasem dziś Wróblewska urządziła dla śledzących jej profil na Instagramie live'a, podczas którego odpowiadała na pytania. Większość pytań dotyczyła choroby Julii i tego, jak sobie radzi podczas "epizodów".
Czy mam jakieś objawy somatyczne? Tak, mam nerwobóle brzucha, głowy, napadowe bóle w różnych miejscach, w rękach, czasami tracę czucie i mam parestezję. Parestezja – nie wiem, czy czuliście kiedyś to, jak brzoskwinię się złapie świeżą i zaczyna was kłuć, to mniej więcej to samo - opowiada Julia.
Wróblewska powiedziała też, że w związku ze złym stanem zdrowia musiała przerwać naukę.
Robię sobie przerwę teraz. Nic z tego, nie dam rady, więc będę rok w plecy - wyjawiła.
Internauci chcieli się dowiedzieć, jak u Julii objawiają się jej epizody.
Wpadam w histerię, to jest darcie się w poduszkę, rzucanie rzeczami, uczucie, że chcę sobie zrobić krzywdę. Boję się. W takim epizodzie nie kontroluję siebie, jestem zmęczona, śpię po 18 godzin, nie mogę wstać, nie mogę jeść, nie mogę pić, jest słabo. Czego się wtedy boję? Siebie. To jest najgorsze. Nie ma nic gorszego, czego się boję bardziej na świecie, niż siebie - podkreśliła aktorka. Myśli prowadzą do czynów, boję się ich, boję się, że zrobię sobie krzywdę w takim momencie. Teraz już jestem wyciszona, jestem na nowych lekach - dodała.
Ktoś zapytał Julię, czy chciała targnąć się na życie.
Pytanie, czy miałam kiedyś próbę samobójczą, jest trochę zbyt intymne, przepraszam, ale nie odpowiem na to - odparła Wróblewska.
Kilku internautów pytało też o zakończoną niedawno relację Julki z jej byłym chłopakiem, Krzyśkiem.
Nie ma szansy, że do siebie wrócimy, przynajmniej z mojej strony. Chwilę była, ale już nie ma. Nie, nie weszłabym teraz w nowy związek. Nie, nie zerwaliśmy przez moje stany. W ogóle jakie stany? Wcześniej już było po prostu źle - wyznała Wróblewska.
Aktorka, która zmieniła niedawno kolor włosów, powiedziała też, że nie było to przypadkowe:
Zmieniłam kolor włosów, bo jak ktoś się zna trochę na zaburzeniach osobowości, to już byście postawili mi diagnozę. To jest impuls po prostu, impuls do zmiany siebie i tak dalej.
Julia dodała także, że gdyby nie fachowa pomoc, farmaceutyki nie pomogłyby jej wyjść z największej zapaści.
Proszki wyciszają, ale praca nad sobą jest najtrudniejsza. Same proszki nic by mi nie dały. Psychoterapia dała mi najwięcej i gdyby nie psychoterapia mógłby się ten epizod bardzo źle skończyć, bo złapałam się w porę i poprosiłam o pomoc - powiedziała.
Doceniacie jej szczerość?