Julia Wróblewska zyskała rozpoznawalność dzięki roli Michaliny w filmie Tylko mniej kochaj. Niestety, zbyt wczesne wkroczenie w świat show biznesu odcisnęło piętno na jej nastoletnim i dorosłym życiu, o czym celebrytka chętnie opowiada.
W przerwach od udziału w programach typu reality shows i występowania w serialach Julka poświęca się działalności w mediach społecznościowych. Za pośrednictwem instagramowego profilu 21-latka pokazuje swoje codzienne życie. Odkąd została właścicielką fretki, jej wpisy w dużej mierze poświęcone są pupilowi. W piątek Wróblewska pokusiła się o post, w którym odniosła się do pandemii i tego, jaką rolę odgrywają w niej fretki:
Nie wiem, ilu z Was wie, ale fretki są w tym momencie wykorzystywane, aby znaleźć szczepionkę na SARS-CoV-2. Łamie to moje serce, bo nie wyobrażam sobie, jak jakikolwiek ogonek cierpi i nie wie, dlaczego jest krzywdzony, jednak wiem, że prawdopodobnie nie ma innego wyjścia - zaczęła zasmucona Julka pod zdjęciem z ukochanym drapieżnikiem.
W dalszej części wpisu celebrytka wytłumaczyła, dlaczego to właśnie na fretkach wykonuje się badania:
Fretki w odróżnieniu od innych ssaków, mają bardzo podobny układ oddechowy do naszego. Potrafią zarazić się od nas grypą influenza tak samo dobrze, jak zarazić nią nas. Dzięki nim odkryto szczepionkę na tę grypę. W tym miejscu chciałabym złożyć pokłony dla wszystkich fretek, które zostały poddane chorobie lub zmarły w wyniku testów. To okropne i nieludzkie, mam nadzieję, że kiedyś wynajdziemy inną metodę i już nigdy nie będziecie musiały cierpieć w imię ludzi, tak samo jak i inne zwierzęta.
Aktorka wystosowała także apel do właścicieli tych zwierzaków:
Chciałabym również przestrzec właścicieli ogonków. Nie wiadomo czy smrodki potrafią złapać tę chorobę od nas, drogą kropelkową. Dane nie zostały udostępnione. W tym miejscu chciałabym prosić Was, byście myli/dezynfekowali łapki przed dotykaniem lub karmieniem waszych freci, a przede wszystkim ograniczyli kontakt do minimum. Wiem, jak trudno jest to zrobić i jak bardzo będą z tego powodu smutne, jednak to dla ich własnego dobra, bo wirus byłby dla nich najprawdopodobniej śmiertelny, a w tej chwili dostęp do wyspecjalizowanych weterynarzy będzie na pewno ograniczony. Dbajcie o nie i trzymajcie się. Zostawiam świeczkę dla każdej skrzywdzonej fretki [*] - czytamy.
Pod wpisem Wróblewskiej wywiązała się dyskusja, w której celebrytka chętnie uczestniczyła. Podczas gdy jedni przekonywali 21-latkę, że badania są niezbędny, by znaleźć sposób na wirusa, inni zarzucali jej egoizm:
"Wolałabyś, żeby na ludziach testowali?", "Nieważne jak, ważne, że próbują znaleźć szczepionkę. Lepiej powstrzymać pandemię. Rozumiem zamiłowanie do zwierzą, ale nie stawiajmy ich życia nad życie ludzkie" - pisali internauci.
"Szkoda ci fretek, a nie szkoda ci innych zwierząt, które całe życie spędzają w okropnych warunkach masowych hodowli, żebyś mogła ugotować rosół? Dziecinada" - grzmiał inny "fan" Julki, czego ta postanowiła nie pozostawiać bez odpowiedzi:
"Kupuję mięso ze sprawdzonych sklepów, a nie z dyskontów. Jajka tylko z wolnego wybiegu" - tłumaczyła się 21-latka. "Jest różnica między szybką śmiercią a wszczepianiem zwierzęciu chorób, testowaniu szczepionek, które mogą wywołać niewyobrażalny ból i wszystko na żywca. Kiedy ludzie to zrozumieją… Testowanie to nie ubój. To tak jakby zginąć od strzału lub przecięcia nadgarstka, a zginąć będą torturowanym, gdy wszczepiają ci substancje, które nawet nie wiadomo co ci zrobią" - kontynuowała.
Ma rację?