Justyna Gradek już nieraz udowodniła, że nieszczególnie przejmuje ją opinia hejterów. Rozwódka bez cienia skrępowania obwieściła niedawno w rozmowie z Pudelkiem, że jej przyszły partner musi być rosłym, dobrze zbudowanym brunetem z grubym portfelem.
W Polsce takich "okazów" jest jak na lekarstwo, w związku z czym obrotna Justyna zarządziła emigrację do Miami, gdzie zaaklimatyzowaniu pomaga jej Aneta Glam. Modelka nie ukrywa, że polskie realia kompletnie przestały jej odpowiadać, a już najbardziej przeszkadza jej zaściankowa mentalność rodaków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W zorganizowanej w niedzielę serii pytań i odpowiedzi Gradek postanowiła odnieść się do hejtu, z którym od dłuższego czasu musi się mierzyć. 29-latka nie widzi nic złego w posiadaniu wyśrubowanych oczekiwań względem przyszłego partnera, szczególnie biorąc pod uwagę jej przykre doświadczenia w kwestiach damsko-męskich.
W tamtym okresie nosiłam dosłownie spodnie w związku i nie czułam się z tym fajnie, pozostając na końcu sama z tym - zaczęła. Dlatego po swoim doświadczeniu nie chcę więcej takiego związku... Rozumiem, że fajnie jest oceniać życie innych... Szkoda tylko, że nikt z was nie próbuje zrozumieć drugiej osoby. Co taka osoba musiała przejść, że tak dosadnie wypowiedziała się na temat przyszłego związku. Łatwo przychodzi wam oczerniać drugą osobę.
Gradek jest rozżalona, że w sieci wciąż aż huczy od plotek, jakoby modelka miała podróżować do Dubaju w celach "zarobkowych". Doszło do tego, że w komentarzach pod jej zdjęciami z Miami sceptyczni internauci wyrokowali, że Justyna przebywa nie w USA, a w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, dopisując własne scenariusze.
Wyzywacie mnie i moich znajomych - kontynuowała swój wywód. Większości z was nie chciało się nawet sprawdzić, gdzie jestem na wakacjach. Pisaliście o mnie i moich znajomych, że jesteśmy w Dubaju i że się sprzedajemy lub szukamy sponsora (co jest totalną bzdurą) i jest bardzo krzywdzące. Zaufajcie mi, że gdybym robiła to, o co mnie każdy posądza, to nie żyłabym w Polsce, a mój Instagram nie byłby tak dostępny. A już na pewno nie obnosiłabym się z takim życiem. Wolałabym się usunąć całkowicie z życia publicznego.
Na koniec celebrytka podsumowała, dlaczego woli mieszkać za oceanem i nie wiąże swojej przyszłości z ojczyzną.
To przykre, że z taką łatwością i bez żadnego sprawdzenia przyszło wam nas tak osądzać. A to tylko dlatego, że waszym zdaniem ubieraliśmy się wyzywająco. To jest Miami.... tak wygląda tam życie... przykro to mi mówić, ale to tam znalazłam miejsce na ziemi, bo nikt tam nikogo nie ocenia. Ubierasz się, jak chcesz i robisz, co chcesz. Żyjesz życiem. A ja w końcu po zakończonym toksycznym związku zaczęłam żyć. I widzę, że nie podoba wam się to... ale chcę wam powiedzieć, że nie zawsze miałam kolorowo - zakończyła.
Rozumiecie jej rozżalenie?