Od kilku lat Kamil Durczok pakuje się w poważne tarapaty. Po aferze z rzekomym molestowaniem pracownic w redakcji Faktów oraz prowadzeniem samochodu pod wpływem alkoholu wybuchł kolejny skandal z udziałem dziennikarza. Tym razem chodzi o podrobienie podpisu byłej żony pod wekslem na dwa miliony franków szwajcarskich.
W związku z oskarżeniem, prokuratura wnioskowała o tymczasowy areszt dla Durczoka. W środę Sąd Okręgowy w Katowicach ma wydać ostateczną decyzję w tej sprawie.
Na dzień przed "godziną zero" Durczok niespodziewanie zabrał głos w mediach społecznościowych, w których nie był aktywny od wielu miesięcy. Kamil twierdzi, że sprawa z fałszerstwem nie jest tak oczywista, jak się wydaje, ale nie ujawnia szczegółów, zasłaniając się tajemnicą śledztwa.
"Przede mną jeden z przełomowych momentów w moim życiu. W środę Sąd Okręgowy w Katowicach zdecyduje, czy pozostanę na wolności, czy też będę musiał bronić swojego dobrego imienia zza murów aresztu. Dotąd milczałem. (...) Powstrzymywałem się od komentarzy, choć wielu uznawało to za słabość i brak argumentów na swoją obronę. (…)
Chciałbym napisać, co o tym wszystkim myślę i jaka jest prawda. Chciałbym, ale nie mogę. (…) Zapewniam jednak, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana niż jej medialny przekaz. (...) Wierzę, że na całą prawdę przyjdzie w końcu czas" - pisze na Facebooku.
Kamil oskarża też pracowników banku o "chciwość, zachłanność i nieetyczne działania" oraz dziękuje "przyjaciołom za wsparcie" i zwraca się do tych, którzy uważają, że jest winny.
"Tych, którzy już mnie osądzili, proszę: nie ferujcie wyroków nie znając szczegółów. Jestem zwykłym obywatelem, takim, jak Wy. Zapewniam, że biorę odpowiedzialność za błędy, które w życiu popełniłem" - kończy swój wywód Durczok.
Myślicie, że decyzja sądu w sprawie tymczasowego aresztowania będzie korzystna dla Kamila?