Decyzja księcia Harry'ego i Meghan Markle o rezygnacji z tytułów wywołała niemałe zamieszanie. Zagraniczne media przekrzykują się w kolejnych doniesieniach o skutkach, które wywołała swoim postanowieniem krnąbrna para. Rozgoryczona Elżbieta II zabroniła im nawet używać jakichkolwiek królewskich określeń, ale Meghan ponoć nie zamierza się na to godzić.
Małżonkowie postanowili przenieść się jak najdalej od babci Harry'ego i zaczęli wić sobie gniazdko w Kanadzie. Do tej pory, jako członkowie rodziny królewskiej, mogli liczyć na międzynarodową ochronę, ale po oficjalnym odejściu wszystko się zmieni.
Okazuje się, że władze Kanady w czwartkowy wieczór oświadczyły, że po 31 marca nie zamierzają płacić za ochronę "zwykłego" małżeństwa. Oznacza to, że koszt całodobowej ochrony, który szacuje się na miliony funtów, spadnie na podatników brytyjskich.
Książę i Księżna Sussex wybierając Kanadę na miejsce swojego tymczasowego pobytu, postawili nasz rząd w bardzo wyjątkowej i bezprecedensowej sytuacji - napisano w oświadczeniu Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej. KKPK od samego początku ściśle współpracowała z brytyjskimi urzędnikami w celu zapewnienia parze jak najlepszej ochrony. Jednakże wraz ze zmianą statusu pary, nie będziemy w obowiązku dłużej im asystować.
Asystowanie Meghan i Harry'emu w licznych podróżach jest bardzo kosztowne, dlatego wszyscy też liczą na to, że małżonkowie sami będą ponosić koszty tego przedsięwzięcia. Niestety, Meghan nie jest szczególnie pokorna i według wielu doniesień "uważa, że wszystko jej się należy". Stawia to duży problem przed brytyjską monarchią, na którego rozwiązanie mają coraz mniej czasu...
Myślicie, że królowa Elżbieta II zrzuci odpowiedzialność zapewnienia sobie ochrony na "zwyczajnych" małżonków?