Choć do wyborów w USA doszło wczoraj, wciąż nie wiemy, kto obejmie urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. Liczenie głosów nadal trwa, a Joe Biden i Donald Trump idą "łeb w łeb", doprowadzając do gorączki amerykańskich komentatorów politycznych.
Jest jednak osoba, która o swój wynik już bać się nie musi. Raper Kanye West zakończył w środę po północy swoją osobliwą kampanię prezydencką i definitywnie pogodził się z przegraną. Muzyk zasugerował jednak, że zamierza kandydować ponownie, za cztery lata. "Kanye 2024" - napisał na Twitterze.
Za pośrednictwem serwisu raper zakomunikował też, że głosował na samego siebie. Był to najlepiej oddany (i póki co jedyny) głos wyborczy w jego życiu.
Bóg jest taki dobry. Dziś po raz pierwszy w życiu głosuję na prezydenta Stanów Zjednoczonych i to na kogoś, komu naprawdę ufam… na siebie - napisał 43-latek we wtorek rano.
Po dziwnej kampanii prezydenckiej, w trakcie której cierpiący na chorobę dwubiegunową Kanye ubliżał publicznie swojej żonie i krewnym, w końcu dowiedzieliśmy się, jak poradził sobie raper z ambicjami politycznymi.
West zdobył łącznie ponad 50 tysięcy głosów, ale nie uzyskał żadnych głosów elektorskich. Są to dane z 12 stanów, w których jego nazwisko pojawiło się na karcie.
Kim Kardashian na Instagramie też chwaliła się, że oddała głos w wyborach, chcąc tym samym zachęcić do głosowania swoich fanów. Co ciekawe, celebrytka nie zdradziła, czyje imię skreśliła na karcie.
Myślicie, że wsparła męża czy może kandydata demokratów (i ulubieńca celebrytów) Joe Bidena?