Miłość Karola Strasburgera i jego menadżerki Małgorzaty Strasburger narodziła się kilka lat po śmierci ukochanej żony aktora, Ireny, która w 2013 roku przegrała walkę nowotworem szpiku kostnego. Gdy wyszło na jaw, że znajomość współpracowników znacznie wykroczyła poza relacje służbowe, celebryta postanowił scementować związek z o 37 lat młodszą kochanką, organizując huczne wesele, nawiązujące klimatem do serialu "Noce i dnie".
Niedługo po ślubie do mediów nieoczekiwanie przedostała się informacja, że państwo "młodzi" spodziewają się dziecka. Cztery miesiące później, w miniony weekend, szwagier Karola, Bartosz Weremczuk, zdradził na Instagramie, że prezenter po raz pierwszy w życiu został ojcem.
Gdy już wyszło na jaw, że Karol i Małgorzata powitali na świecie córkę Laurę, 72-latek zgodził się wyjawić kulisy narodzin pierwszej pociechy na łamach "Faktu".
"Wszystko zakończyło się dobrze" - wyznał. "Poród przebiegł dość sprawnie, choć dla Małgosi był męczący. Nasza córeczka urodziła się zdrowa i radosna. Dostała 10 punktów w skali Apgar. Jesteśmy w siódmym niebie, pękam ze szczęścia."
Strasburger przyznał, iż pierwszy tydzień z nowym członkiem rodziny jest dla pary sporym wyzwaniem, zaznaczył jednak, że jego żona "znosi cierpienia fantastycznie i dzielnie".
"Małgosia jest zmęczona, prawie nie śpi. Karmi córeczkę piersią co trzy godziny, bo mała tego się domaga. Bycie w ciąży to spory ciężar i trudny okres dla przyszłej mamy. Potem okazało się, że nadchodzi poród, choć termin był za tydzień. Małgosia znosi jednak cierpienia fantastycznie i dzielnie."