Trzy tygodnie temu polskie media obiegły wieści o rzekomym dramacie Karoliny Derpieńskiej, 21-letniej modelki pochodzącej z Białegostoku, która chwaliła się na Instagramie codziennym życiem przepełnionym blichtrem i luksusem. To wtedy ogłosiła przed prawie 4-milionowym gronem obserwujących, że tkwi w toksycznej relacji z 60-letnim milionerem, który miał ją notorycznie zdradzać.
Pokazał swoją prawdziwą twarz. Czuję się jak idiotka, ale wiem, że moje dwuletnie przeżycie dało mi ogromną wiedzę, którą będę mogła się dzielić z wami. Wiem, że większość kobiet niestety jest w takich toksycznych związkach, wiem, że niektóre nawet nie mogą z tego wyjść ze względu na to, że np. dzieci, kredyty, długi staż w związku. Ale uważam, że to wszystko nie jest warte i trzeba się odciąć. Te loga, te torebki, te kłamstwa, to wszystko nie jest warte codziennych łez, nie jest warte poniżenia przez faceta, przez kogo? Przez 60-letniego faceta, który nie szanuje nikogo! - mówiła zapłakana do telefonu.
Przypomnijmy: Polska influencerka pomstuje na ekspartnera-milionera: "Te loga, te torebki, to wszystko nie jest warte CODZIENNYCH ŁEZ"
Emocjonalne wyznanie Derpieńskiej od początku podzieliło internautów. Jedni krytykowali jej naiwność i chęć wypromowania się na plecach bogatego partnera, inni z kolei wyraźnie jej współczuli, argumentując, że nikt w końcu nie zasługuje na takie traktowanie. Przemoc ekonomiczna jest poważnym problemem wielu związków, stąd nie brakowało głosów, że dziewczyna może potrzebować pomocy.
W pewnym momencie wrzucone przez nią Instastories zniknęły, co miało być wynikiem nacisków ze strony ekspartnera. W rozmowie z nami Karolina twierdziła, że chce teraz zacząć życie na własny rachunek i nie ma zamiaru dawać milionerowi kolejnej szansy. Brak ich wspólnych zdjęć na Instagramie motywowała z kolei tym, że był on kiedyś osobą znaną i nie chce ujawniać jego wizerunku.
Zerwałam z nim i źle się czuję. Z jednej strony nadal go kocham i tęsknię. Z drugiej strony tłumaczę sobie, że to przez co przechodziłam, to nie jest warte niczego - utrzymywała.
Tym większym zaskoczeniem musiało być to, że Derpieńska właśnie opublikowała zdjęcie z partnerem-milionerem, któremu, najwyraźniej dotrzymując danego słowa, zasłoniła twarz serduszkami. Z opisu nie wynikało już, jakoby mieli jakieś problemy, a w komentarzach wielu obserwujących dopytywało, co w związku z tym z oskarżeniami, które jeszcze niedawno mu stawiała.
Influencerka postanowiła wytłumaczyć wszystko w rozmowie z portalem Max Models i wiele osób, które ją wspierało, może mieć teraz nietęgą minę. Kobieta twierdzi bowiem, że wszystko zmyśliła i nigdy nie tkwiła w toksycznej relacji. Mało tego - utrzymuje, że "odegrała na Instagramie rolę zdradzanej kobiety", a kłamała po to, aby wypromować swój projekt, którym chce... pomagać kobietom.
Mając doświadczenie z rozmów z tymi kobietami [ofiarami przemocy - przyp.red.], postanowiłam przemówić w ich imieniu. Chciałam poczuć na własnej skórze to, jak wygląda ich cierpienie oraz sprawdzić, czy media podejmą dyskusję na temat złego traktowania kobiet przez mężczyzn. Dlatego właśnie postanowiłam odegrać na Instagramie rolę zdradzanej kobiety uwikłanej w toksyczną relację, burząc swój dotychczasowy wizerunek seksbomby, wiodącej idealne życie. Przedstawiona w mediach społecznościowych historia o toksycznym związku, w którym znęcano się nade mną psychicznie, była w 100 procentach wyreżyserowana i odegrana perfekcyjnie - mówiła z dumą.
Najwyraźniej nie przyszło jej do głowy, że może mieć teraz spore kłopoty z wiarygodnością, a udawanie ofiary przemocy raczej im nie pomaga, lecz stygmatyzuje, ośmiesza i przede wszystkim umniejsza ich cierpienie w obliczu realnych problemów. Częstym jest też zarzucanie im kłamstwa, gdyż wiele ofiar nie gromadzi dowodów lub po prostu boi się swojego oprawcy. Czy więc kłamstwo pomaga szantażowanym kobietom w walce o wiarygodność? Zdaniem Karoliny najwyraźniej tak...
Derpieńska nie ma jednak takich przemyśleń - cieszy się po prostu, że ludzie zwrócili uwagę na jej akcję, a kobiety, których historie miały być "inspiracją" dla jej "roli", będą jej teraz wdzięczne... Nie mówiąc o tysiącach internautów, którzy być może nawet jej współczuli i to tylko po to, aby teraz mogła mówić w wywiadach, że ich "zmanipulowała".
Już niedługo sukcesywnie na moim profilu można będzie zobaczyć kulisy przygotowań do tego projektu, np. lekcje z ekspertem ds. aktorstwa, z którym pracowaliśmy nad odpowiednią mimiką czy łzami. W moim odczuciu cel projektu został osiągnięty. Chciałam pokazać wszystkim, jak łatwo można manipulować mediami oraz jak media manipulują ludźmi. (...) W 90 procentach zareagowano pozytywnie. Po wielu rozmowach z pozostałymi osobami wydaje mi się, że również sceptycy zostali przekonani do mojego projektu - zapewnia.
Jeżeli natomiast zastanawialiście się, czy Derpieńska żałuje, że oszukała tysiące ludzi, którym teraz chce "pomagać", to odpowiedź nasuwa się chyba sama.
Mamy jedno życie, warto więc postawić wszystko na jedną kartę. Nie żałuję swojego pomysłu. Kobiety, na mój kontrowersyjny projekt, zareagowały pozytywnie. Dostałam tysiące wiadomości z historiami z ich życia. Na wszystkie sukcesywnie odpisywałam i zaczęłam planować nowe, konkretne działania pomocy tym kobietom - chwali się.
Komentarz do tej sprawy pozostawiamy w Waszych rękach.