Najnowsze dziecko Blanki Lipińskiej z hukiem wleciało na Netfliksa, zbierając od lewa do prawa mało pochlebne recenzje. Nad dziełem z pogranicza teledysku i soft porno pochyliła się wreszcie i Karolina Korwin Piotrowska. Swoją opinią na temat najnowszego "przeboju" polskiej branży filmowej podzieliła się na Instagramie.
Z początku Karolina Korwin Piotrowska przystąpiła do niezwykle barwnego podsumowania fabuły (?) obrazu.
Przez pierwsze 40 minut z hakiem jest kopulodrom Laury i Massimo, w różnych pozycjach, miejscach, z różnymi piosenkami w tle. Pojawia się tez ogrodnik. Z Hiszpanii. Laura na niego łypie, bowiem po ślubie czuje się znudzona i opuszczona i nawet prezent w postaci firmy odzieżowej, w której rządzi Natalia Siwiec, jej nie zaspokaja. Dosłownie. Typowa bogata Polka. Nie zadowolisz. Jednak na imprezie pomiędzy jednym walcem a drugim dostrzega Massimo w towarzystwie Nataszy Urbańskiej i raczej nie rozmawiają oni o dostawach gazu do PL.
Dalej jest już tylko ciekawiej. Dziennikarka nie miała litości dla produkcji Blani.
Laura wsiada pod warszawskim pałacykiem na ulicy Foksal, do samochodu z ogrodnikiem i ucieka. Musi przemyśleć. Wiadomo. Okazuje się też, że Massimo ma sfrustrowanego brata bliźniaka, o czym zapomniał powiedzieć żonie. No cóż, w gorączce przedślubnej zapomniał. Do tego Urbańska spiskuje, rzęsy nie chcą odpaść Lamparskiej, a ogrodnik kusi. Corvettą z 1992 roku oraz tatuażami.
Najbardziej obrywa się zdecydowanie odgrywanej przez Annę Marię Sieklucką postaci Laury, która, jeśli wierzyć recenzji, inteligencją raczej nie grzeszy. Na pierwszy plan wysuwają się także łopatologicznie pisane dialogi.
Massimo jest mściwy, Sycylia ładna, paella pyszna, a Laura jest nadal idiotką, która wygłasza kocopoły i nie nosi majtek, no i nie myśli. W sumie nie musi. Do tego mamy dialogi na poziomie czytanki z 5 klasy upstrzone soczystą "ku*wą", mówią też po "angielsku" i "włosku". Zjednoczona Europa w pełnej krasie.
Przypomnijmy: Karolina Korwin Piotrowska pozdrawia koleżanki namawiające ją do operacji plastycznej: "W D*PĘ TO SOBIE WSADŹCIE"
Korwin Piotrowska nie zapomina, kto jest odpowiedzialny za cały ten bałagan. Jednocześnie zauważa, że z pewnością i tym razem film odnajdzie całkiem sporą rzeszę fanów.
Scenariusz gdzieś uleciał, a szyć trzeba historyjkę. Reżyserzy, a jest ich dwójka, jeszcze się uczą. Podręcznik "Reżyseria w weekend" jeszcze do nich nie dotarł, bowiem to, co zajmie wam jakieś 150 minut życia, jest niczym innym jak nudną montażówką muzycznych klipów z Sycylii udekorowanych soft porno oraz luksusem rodem ze sklepu Moliera2 i Vitkac. Nazwanie tego filmem obraża tych, którzy prawdziwe filmy robią - czytamy na profilu dziennikarki.
Podzielacie jej zdanie, czy może dobrze bawiliście się przy seansie 365 Dni: Ten dzień? Dajcie znać w komentarzach!