Anna Lewandowska bez wątpienia ma za sobą kilka wyjątkowo ciężkich dni. Kilka dni temu jej medialnym imperium zachwiał "zabawny" filmik, na którym fit trenerka tańczy w rytm muzyki Beyonce z doczepionym brzuchem i wielką pupą. Nagranie co prawda zniknęło już z mediów społecznościowych Lewej, a ona sama przeprosiła, jednak afera z "otyłym kostiumem" wciąż trwa i włącza się w nią coraz więcej osób.
W piątek Anna Lewandowska udostępniła serię Instastories, w których komentuje ostatnie wydarzenia. Mowa m.in. o ruchu jej prawników, którzy wręczyli krytykującym ją aktywistkom pismo z groźbą kilkudziesięciu tysięcy złotych kary. O sprawie poinformowały same zainteresowane i od tej pory coraz więcej znanych osobistości opowiada się za albo przeciwko trenerce. Problemu nie widzą m.in. Olga Frycz i Maja Bohosiewicz, które nazywają jej gest "samoobroną".
Nieco mniej entuzjastyczne względem poczynań żony Roberta są dziennikarki Paulina Młynarska i Karolina Korwin Piotrowska. W piątek obie panie postanowiły skomentować aferę z udziałem Lewej i nie ukrywają, że wysyłanie gróźb krytykom raczej nie jest dobrym sposobem na rozwiązywanie medialnych konfliktów. Młynarska jest przekonana, że "przekroczono pewną granicę", a Maja Staśko miała rację, wytykając Ani "fat shaming".
Jakaś granica została przekroczona. Anna Lewandowska, szczupła, śliczna i bardzo zamożna (to niestety ważne), popełniła niefortunną przebierankę, która została skrytykowana przez feministkę i aktywistkę Maję Staśko jako "fat shaming". Moim zdaniem słusznie. Mnie także nie podobają się heheszki z osób z nadwagą. Razi mnie nadużywanie sloganu "ciałopozytywność". Pracuję z bardzo różnymi osobami jako nauczycielka jogi i wiem jedno: motywując do pozytywnych zmian mamy obowiązek, przede wszystkim, kierować się empatią i bardzo uważać, by nikogo nie ranić. Bo guzik wiemy o tym, jak żyje w swoim ciele druga osoba - zaznacza dziennikarka w swoim wpisie.
Co więcej, Paulina przyznaje, że najwłaściwszą reakcją byłoby po prostu przeprosić, a nie nasyłać na kogokolwiek prawników.
Jeżeli, nawet bez złych intencji, zdarzy się instruktorce czy instruktorowi jakiekolwiek formy pracy z ciałem nietrafiony żart, który kogoś, zamiast rozśmieszyć - zrani, wystarczy zwyczajnie przyznać się do błędu, serdecznie przeprosić i zamknąć temat. Przecież to my - instruktorki, nauczycielki fitnessu, jogi - co tam chcecie, jesteśmy dla naszych słuchaczek i słuchaczy, a nie oni i one dla nas. (...) Używanie finansowej przewagi do uciszania krytycznego głosu, stającego w obronie osób, które na okrągło doświadczają różnych form przemocy z powodu wyglądu, jest wyższościowym nadużyciem. Pani Annie Lewandowskiej proponuję, aby zapoznała się z dorobkiem Mai Staśko, która na co dzień, narażając się, z wielką odwagą i nie zarabiając na tym, wykonuje ważną pracę na rzecz praw kobiet w Polsce. Takiej babce pani grozi pozwem o gruby hajs? Serio? Napisałabym dużo ostrzej, ale boję się pozwu. Nie stać mnie w dobie korony na awantury w sądzie - skwitowała.
W zbliżonym tonie wypowiedziała się Karolina Korwin Piotrowska, która przyznaje na dodatek, że była w przeszłości w podobnej sytuacji jak krytykujące Lewandowską aktywistka i modelka plus size.
Dostałam w życiu parę takich pism, jakie dzisiaj dostała Maja Staśko od Anny Lewandowskiej. I wiem jedno: takie pisma żądające skasowania wypowiedzi czy postu, są efektem strachu i dowodem na to, ze uprawniona prawem do wolności wypowiedzi recenzja czyjegoś zachowania była trafna. Jest strach. Bo wizerunek, a co za tym idzie, stan konta i kariera ucierpią, bo może nie wszyscy łykają wszystko bezkrytycznie jak pelikany. Strach jest złym doradcą i zwykle radzi wysłać groźbę knebla, kary 50 tysięcy złotych - argumentowała.
Dodatkowo dziennikarka określa pomysł Lewandowskiej na nagranie takiego filmiku jako "niemądry", a zachowanie trenerki jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że od celebrytów nie można zbyt wiele wymagać.
Nie mam złudzeń co do celebrytów. Żadnych. Miałam jednak złudne, jak widać, nadzieje, że Anna Lewandowska, zamiast wystawiać działa i grozić aktywistce, coś zrozumie, podejmie dialog, zacznie swój słaby moim zdaniem filmik wsadzać w pewien kulturowy kontekst, czegoś się nauczy, zrozumie. Jednak nie. Łatwiej wysyła się groźbę do kogoś, kto, korzystając z wolności słowa, prawa do oceny, zwrócił uwagę na to, co zrobiła. A zrobiła rzecz niemądrą. Świat się ostatnio bardzo zmienia. Zmieniają go młode i odważne kobiety, które coraz trudniej jest wsadzić w schemat i zastraszyć. One, w przeciwieństwie do zamkniętych w swych bańkach celebrytek, potrafią pewne zachowania wsadzić w kontekst kulturowy, historyczny i społeczny. To zrobiła Maja. (...) Może nie mają zaprzyjaźnionych mediów. Może nie mają na prawników. Ale mają coś, czego nie kupisz groźbami: są szczere, mają niewiele do stracenia i widzą, że jest 2020. Idzie nowe. Wszystkich ich nie zagłuszycie i nie zakneblujecie. Ogarnijcie się - zakończyła swój post.
Co ciekawe, na post Korwin Piotrowskiej zareagowało kilka znanych osobistości. Wśród nich znaleźli się m.in. Borys Szyc, Edyta Pazura oraz... Sara Boruc.
Myślicie, że to koniec "przyjaźni" WAGs?