W sobotę późnym wieczorem na instagramowym profilu Anny Wendzikowskiej pojawił się obszerny wpis. Tym razem znana z zamiłowania do podróży celebrytka nie rozpływała się nad kolejnym odwiedzonym zakątkiem, a zdecydowała się publicznie rozliczyć z byłym pracodawcą. 41-latka oskarżyła stację, z którą do niedawna była związana, o mobbing, wyznając, że przez lata była "poniżana i gnębiona" oraz "codziennie drżała" o posadę. Wyznała, że w najgorszych chwilach nachodziły ją również myśli samobójcze.
Pod swoim szczerym postem Ania mogła liczyć na szereg komentarzy wsparcia. O ciepłe słowo pokusiły się też m.in. Katarzyna Glinka, Katarzyna Cichopek czy Agnieszka Woźniak-Starak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Głosu nie mogła zabrać oczywiście i Karolina Korwin Piotrowska. Okazuje się, że dziennikarka miała w głośnej publikacji Wendzikowskiej swój udział.
Moi drodzy, to, co się dzieje teraz, jest bardzo ważne, bez względu na to, czy lubicie @aniawendzikowska czy nie. Ja też mam różną z nią historię, ale kiedy zadzwoniła do mnie i poprosiła o rozmowę, od razu się zgodziłam. Pytała, czy taki post, jaki teraz napisała, ma sens, opowiedziała mi swoją historię, powiedziałam jej, że musi to przemyśleć, ale to może być rzecz przełomowa. Ważna szalenie nie tylko dla ludzi mediów. Ważna dla wszystkich, bo Ania była na tzw. pierwszej linii medialnego frontu, gdzie dochodziło do rzeczy karygodnych, nieludzkich, urągających wszelkim zawodowym standardom, o których wszyscy wiedzieli, ale nikt nic głośno nie mówił - pisze w instagramowym wpisie 51-latka, której Ania postanowiła się poradzić.
To jest nie tylko kwestia TVN. Wszystkie korporacyjne media, prasa, radio, telewizja, internet, powinny spojrzeć w lustro. Ich szefowie. W lusterko, warto. Te wszystkie antymobbingowe działy, w których... No właśnie, co się robi? Wie ktoś? - kontynuuje Karolina.
Moje dziewczyny z #wszyscywiedzieli krzyczały, by już nie trzeba było szeptać po kątach garderób teatralnych, sal wykładowych w szkołach aktorskich. Czas na media, na dziennikarki i dziennikarzy, przecież wiecie, co się wokół dzieje, wiecie o pracy ponad siły, zmęczeniu, nierównościach, przemocy, przekraczaniu granic, boicie się, bo media korporacyjne zdychają, a wy, często na etatach, z rodzinami, rachunkami, kredytami, boicie się o przyszłość, o życie. Kochacie swoją pracę, ale proszę was, krzyczcie. By nikt już nigdy płakać nie musiał - apeluje, następnie przytaczając historię ze swojego życia:
Pracowałam z 40-stopniową gorączką, kiedy raz zemdlałam, ocucono mnie. Siedziałam kwadransik i szlus, z powrotem na plan. Kiedy po wielu godzinach pracy poprosiłam o kawę z ekspresu, zrobiła się "afera", a ja wezwana byłam na dywanik - wspomina, dodając, że bała się wówczas pracodawcy sprzeciwić:
Potem o tym, że stacja ma cię w d*psku dowiadujesz się z braku przelewu na konto. Nie miałam wtedy odwagi i kasy na prawnika, by to ruszyć. Czy się bałam o pracę? Codziennie. A też mam kredyt, długi po pożarze i chciałabym mieć wakacje. Na koniec słyszysz, że masz zbyt ruchome czoło i mówisz zbyt długie zdania, a goście, których proponujesz, są "nieznani". Odechciewa się.
W komentarzu pod postem Korwin Piotrowska kontynuowała wątek, znów odnosząc się do swoich przeżyć:
Ja też miałam być niezatrudnialna, kiedy odchodziłam. Jedna z większych bredni i szantaży, jakie słyszałam. Trzeba zawalczyć, mamy tylko jedno życie. Nie ma potrzeby, by tracić je na walkę z ch... Trzymam kciuki za ciebie i za kolejnych, którzy mają/będą mieć odwagę, by głośno powiedzieć o tym, co jest złe/nieludzkie/poniżające - pisze i zaznacza, że jeżeli w temacie mobbingu nic się nie zmieni, nie zamierza walczyć o wolne media:
I jeszcze jedno. Po rozmowach z wieloma osobami w podobnej do mojej czy twojej sytuacji wiem jedno. Jak ktoś mi znowu każe wychodzić na ulicę w obronie #wolnychmediów, to mu powiem, by najpierw pokazał kwity o tym, jak załatwili sprawę o mobbing, nierówne płace, złe warunki pracy, molestowanie i wiele innych, a potem się zastanowię.