Szalejąca na świecie pandemia koronawirusa zmusza nas do znalezienia sobie zajęć, które nie wymagałyby opuszczania domu. Zarówno "zwykli śmiertelnicy", jak i różnej maści celebryci robią, co tylko mogą, by spożytkować nadmiar wolnego czasu w czterech ścianach. Niektórzy doskonalą swoje umiejętności kulinarne, rozpieszczając podniebienia drugich połówek (patrz: Blanka Lipińska), inni czytają książki, a jeszcze inni nadrabiają zaległości na platformach streamingowych.
Jako że na początku miesiąca ekranizacja "dzieła" wyżej wymienionej "pisarki" trafiła na Netfliksa, na seans 365 dni zdecydowała się popularna dziennikarka, Karolina Korwin Piotrowska. W ostatnim czasie publicystka pochwaliła się na Instagramie, że miała okazję obejrzeć dwie inne polskie produkcje (W lesie nie zaśnie nikt, Bartosza Kowalskiego i Salę samobójców. Hejter, Jana Komasy), które - o dziwo - przypadły 49-latce do gustu. Niestety, nie było tak w przypadku znanego "porno dla mamusiek"...
Obejrzałam reklamowany, podobno erotyczny, film z mazowieckich łąk i lasów, częściowo też sycylijskich - zaczęła swój wywód Korwin Piotrowska. Pomyślałam sobie: i tak płacisz za Netflix, to se zobacz. To se zobaczyłam i to jest czyste zło. Ok, według definicji to jest film, bo jest kręcony kamerą, aktorzy coś udają, jest wymyślona rzeczywistość, zwana scenariuszem, choć w tym wypadku dość resztkowym. Tylko, że ja się naczytałam, że: obrazki są piękne, cudownie nakręcone, że jest erotyka w kosmos, że w sumie spoko i nawet jedna aktorka dobrze gra (jedna na cały film) i że główny aktor jest boski.
Obrazki są kolorowe, owszem, rodem z reklam ubezpieczeń emerytalnych albo domów spokojnej starości, jak szukasz erotyki w kosmos nie z czasów Gagarina, a w współczesnych, wejdź na Pornhuba albo odkop "Dzieje grzechu" Waleriana Borowczyka, ewentualnie film "Kochanek" Annauda, "Love" Gaspara Noe też da radę. Bo to, co serwują pod pozorami tego "wyzwolonego" mazowiecko-sycylijskiego porno, to jest czysty krindż i definicja słowa "nuda".
Nie przebierając w słowach, Karolina zarzuciła twórcom obrazu fatalny scenariusz, nieudolny casting oraz bijące po oczach lokowanie produktu. Oprócz tego stwierdziła, że lepszym kandydatem na odtwórcę głównej roli męskiej byłby od Michela Morrone jej pies, Lolek.
Jedna aktorka gra? Nie zauważyłam, żeby ktokolwiek grał, bo lubię coś więcej niż poziom szkolnego teatrzyku w szkole dla krawcowych, bo nie teatralnej. Za to "gra" jeden butik i dwaj celebryci z TVN w scenie miziania jednej pani. Ach, te rabaty, nigdy dość. W ogóle to jest film bardziej o zakupach niż o seksie. Nie kupujesz, nie idę do łóżka. Mówiłam, reklamy finansów, jak nic.
No i na koniec jest ten pan, na widok którego Polkom wszystko mięknie, tylko o nim marzą, cudny jest i tak się patrzy spode łba i znad sześciopaka, że klękajcie narody. Nie wiem, jak to skomentować, ale mój pies Lolek patrzy się lepiej, mocniej i ma lepszą mimikę twarzy, tym bardziej, kiedy leży obok niego ulubiony leniwiec, któremu też nigdy nie popuszcza i nie potrzebuje do tego rabatów z jednego sklepu dla celebrytek w Wawie.
Myślicie, że Blance będzie przykro?