"Dziewczyny z Dubaju" niemal od początku powstawały w atmosferze skandalu. Głośny film, który miał ujawniać kulisy dubajskiego seksbiznesu i być nowym otwarciem dyskusji na temat szybkich karier domorosłych celebrytek, z miesiąca na miesiąc rozmijał się jednak z celem. Po ostatnich aferach z cofnięciem praw przez Piotra Krysiaka i dziwnych wiadomościach Emila Stępnia tak naprawdę nikt już chyba nie wie, jak wyglądały kulisy powstawania produkcji.
Mimo rozlicznych problemów "Dziewczyny z Dubaju" ostatecznie trafiły do kin, jednak pierwsze recenzje nie wydają się zbyt entuzjastyczne. Już wcześniej pojawiały się w mediach informacje, że film wymagał sporych cięć i kilku poprawek, jednak ich wprowadzenie wywołało konflikt w gronie twórców. Zgodnie z oczekiwaniami, efekt końcowy dla części widzów pozostawia więc wiele do życzenia.
Recenzję "Dziewczyn z Dubaju" opublikowała w czwartek późnym wieczorem Karolina Korwin Piotrowska, która nie ukrywa, że faktycznie mogło być lepiej. Już na wstępie zaznacza, że produkcja przywodzi jej na myśl słynną reklamę, z której jeszcze niedawno śmiał się cały internet.
Pamiętacie zeszłoroczną reklamę biżuterii, unurzaną w plastiku, schematyczną, obsypaną sztucznym śniegiem, która wzbudziła emocje? Teraz wyobraźcie sobie, co by było, gdyby zrealizować ją w oblepionym płatkami złota burdelu, tez z celebrytkami z górnej półki, ze ścianek i okładek. Widzicie to? To jest ten film. To ta stylistyka kiczu na sprzedaż. Fałszywej, strasznej medialnej bajki, która zakleja mózg - pisze.
W dalszej części recenzji Korwin Piotrowska zauważa, że film ma swoje mocne strony, jednak sam w sobie jest za długi i zbyt powierzchowny, aby dobrze opowiedzieć historię, którą twórcy wzięli na warsztat.
Oglądając ten film, niestety stanowczo zbyt długi, miałam poczucie straconej szansy na opowiedzenie o mechanizmach show biznesu, ten film prześlizguje się po tym, jakby ktoś bał się procesów, jest kilka, słabych zresztą, momentów, w których widzimy postacie wzorowane na tych ze ścianek. Nic poza tym. Skandalu nie będzie. To mogła być fajna przypowieść o współczesnym świecie, który mężczyznom pozwala na wszystko, a kobiety stygmatyzuje też za wszystko - czytamy.
Dziennikarka miała więc poczucie, że mogło być lepiej, ale sama wyrozumiale zaznacza, że spodziewała się czegoś o wiele gorszego. Efekt końcowy ocenia więc jako mierny.
Dla mnie to historia dość nudna, zostawiła mnie bez emocji, ze świadomością, że stracono szansę na zdrapanie sztucznej pozłotki, choć to, co zobaczyłam i tak było lepsze, od tego czego spodziewałam. Ten film uratowały: Sadowska, Figura, Sawczuk i Gałązka. Z dużej chmury jest kolorowy, gładki i chłodny kapuśniaczek - skwitowała.
Zamierzacie wybrać się do kina?
Czy kryzys w związku Deynn i Majewskiego to tylko medialna ustawka?