Media społecznościowe dają celebrytom możliwość szybkiego i łatwego zarobku. Wystarczy, że zgodzą się pozować do zdjęć z produktami danej marki, a na ich konto wpływają kwoty, na które niejeden Polak pracuje kilka miesięcy. Do niedawna sceptyczna wobec takiej formy zarobkowania wydawała się być Karolina Korwin Piotrowska, która śmiała się, że na Instagrama wchodzi by sprawdzić, kto ile zarobił danego dnia:
Taka forma zarabiania pieniędzy to jednak bardzo kusząca propozycja dla dziennikarki. Karolina, choć przyznaje, że nigdy nie poszła na tzw. opłaconą ściankę, chwali się, że kiedyś zaproponowano jej za to aż 8 tysięcy złotych.
Pojechałabym na sponsorowane wakacje, ale co musiałabym za to zrobić? Za relację na Instagramie pewnie, że tak. Jak przyszłam do "Top Model", dostałam parę telefonów, żebym przyszła na jakąś imprezę za pieniądze. Byłam oburzona, bo to są pieniądze za nic. Stajesz na ściance, szczerzysz ząbki i dostajesz za to pięć koła. Ktoś mi uświadomił, że ja jestem głupia pipa. Ktoś, z kogo zdaniem się liczę, powiedział mi, że jestem marką. Jak mówią ci to trzy osoby, to się zaczynasz zastanawiać. Dostałam ostatnio propozycję reklamy napojów. Nie mogę reklamować czegoś, co ma w składzie całą tablicę Mendelejewa. Nigdy nie poszłam na imprezę za kasę. Histerycznie boję sie imprez. Oferowali mi najpierw 5 tysięcy, potem 8. Musiałabym się totalnie upić.
Przypomnijmy, że ostatnio za krytykowanie takiej formy "pracy" ostro dostało się Violi Kołek. Wśród przeciwników poglądów narzeczonej Karolaka znalazła się Korwin Piotrowska:
Źródło: 20 m Łukasza/x-news