"Akademia Pana Kleksa" była jedną z najbardziej wyczekiwanych polskich premier tego roku. Po 40 latach fani opowieści doczekali się nowej ekranizacji, w której mogą oglądać przygody Ady Niezgódki.
Na seans wybrała się Karolina Korwin Piotrowska, która w najnowszym poście na Instagramie podzieliła się odczuciami. Podsumowując, nie jest zachwycona, ale znalazła kilka małych plusów.
ZOBACZ: Karolina Korwin Piotrowska komentuje postawienie TVP w stan likwidacji: "Tak się kończy brak klasy"
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Karolina Korwin Piotrowska nie zostawiła suchej nitki na "Akademii Pana Kleksa"
Jak stwierdził sam Piotr Fronczewski na początku filmu, na ten moment fani "Akademii Pana Kleksa" czekali od 40 lat i zdaniem Karoliny Korwin Piotrowskiej jest to najlepszy moment całej produkcji. Potem zaczęła wyczuwać nadmierną inspirację kultowymi pozycjami, takimi jak "Hobbit", "Władca Pierścieni" czy "Osobliwy dom Pani Peregrine".
Opowieść z wątkiem pacyfistycznym i dydaktycznym, w którym Kleksa jest jak na lekarstwo. Tomasz Kot ma niestety niewiele do grania, kilka scen to za mało na tak długi film. Tu jedynie Stankiewicz, choć dowcipy o kupie, i Stenka mają materiał do roboty i coś mogą z roli wykrzesać, a szkoda.
Zdaniem Karoliny Korwin Piotrowskiej dobrym posunięciem było obsadzenie w głównej roli dziewczynki, jednak to na tyle. Dalej dostrzega typowe schematy z hollywoodzkich filmów, które zostały przeniesione na warszawską Wolę.
Fajnie, że Adaś to teraz Ada, szkoda, że znowu romantyzujemy ojca, którego nie ma, a matka tak go poszukuje, że zapomina urodzin własnej córki. Dlaczego mieszkają w Nowym Yorku, który udaje warszawska Wola? Może chodziło o wprowadzenie międzynarodowego aspektu historii, bo dzieciaki są z różnych krajów, różnych ras, choć pokazani stereotypowo.
Produkcja została okraszona pięknymi kadrami, które wyglądają bardzo bogato. Ma się to jednak nijak do historii, którą ma opowiadać "Akademia Pana Kleksa". Karolina Korwin Piotrowska odnosi wrażenie, że twórcy chcieli zrobić "polskie Hollywood", a to niestety negatywnie odbiło się na przekazie.
Zrobienie nowej wersji tej historii to nie tyle szarganie świętości, ale zderzenie się z nowym światem. Minęło 40 lat, książka miała premierę w 1946 roku, mamy 2023 i po raz kolejny mam wrażenie, że toniemy w kompleksach jak Jasio, który sobie wyobraża Hollywood, zamiast skupić się na historii i warsztacie. Wielki zawód - skwitowała Korwin Piotrowska.