Już niedługo na półki księgarń w całej Polsce trafi kolejna książka pióra Karoliny Korwin Piotrowskiej. Wszyscy wiedzieli ma być zbiorem rozmów z absolwentami polskich szkół aktorskich, którzy doświadczyli mobbingu ze strony wykładowców. O patologiach kryjących się za murami najsłynniejszych uczelni artystycznych pierwsza wypowiedziała się Anna Paliga. Wkrótce dołączyli do niej inni koledzy z branży. Okazało się, że zatrważająca historia odważnej aktorki nie była przypadkiem jednostkowym.
Przypomnijmy: Aktorka oskarża łódzką "filmówkę" o PRZEMOC! "Rektor nazywał mnie PIE*DOLONĄ SZMATĄ I KU*WĄ"
W najnowszym wywiadzie udzielonym dla magazynu Wysokie Obcasy Karolina Korwin Piostrowska stwierdza, że wielu nauczycieli mogło pozwolić sobie na tak karygodne zachowanie, ponieważ nie musieli się liczyć z żadnymi konsekwencjami. W szkołach panować miały bowiem kasty, których członkowie uchodzili w branży za nietykalnych.
Szkoły funkcjonowały do tej pory jak systemy mafijne, w których grupa osób wzrasta w poczuciu bezkarności, bo w razie czego wzajemnie się ochronią, a sprawy dotyczące kolegów zamiotą pod dywan. Nie bez powodu, gdy zaczęłam pracę nad książką, niektórzy mówili mi: "Ale wiesz, że część osób już nie poda ci ręki?", "Wchodzisz na niebezpieczny teren" - wspomina Korwin Piotrowska.
Zdaniem publicystki zjawisku sprzyjała aura wyjątkowości, którą mentorzy początkujących aktorów roztaczali wokół siebie. Postrzegając nauczycieli jako nieomylnego mistrza, studenci nie byli w stanie się im przeciwstawić.
Było wiadomo, że środowisko jest małe, związane niewidoczną siecią powiązań towarzyskich, zawodowych czy finansowych. Przerwanie tych przyjaźni, koleżeństwa, wspólnych interesów wydawało się anonimowym młodym bez żadnych wpływów niemożliwe. Wykładowcy żyli w poczuciu wyjątkowości, wielkości i władzy, wierząc święcie, że artyście wolno więcej, przez lata byli utrzymywani w poczuciu genialności i bezkarności, w razie wpadki wiedzieli, że "swoich nie ruszamy", "autorytety są ponad to" i są kryci. Przez kolegów, przez system i zaprzyjaźnione media, które informowały skąpo albo wcale o skandalach w środowisku. (...) Po opuszczeniu szkoły ci sami profesorowie, którzy niszczyli studentów, decydowali, kto z nich będzie mieć pracę. Studentki nieraz słyszały: "To ja będę was polecał po szkole do teatrów… albo i nie". W takim kręgu ludzi, którzy się znają, wystarczy rzucić: "Niezdolna jest", i ona już pracy mieć nie będzie.
Jako przykład przywołano przypadek Zuzanny Lit, która w wieku 19 lat została zmuszona do rozebrania się przy odgrywaniu sceny. Jeśli dziewczyna odmówiłaby zdjęcia stanika, wykładowca oblałby całą grupę. Po wykonaniu zadania aktorka usłyszała od nauczyciela, że jest "grzeczną dziewczynką".
Młode kobiety, niektóre wcześniej nie miały partnerów czy partnerek, muszą stawać półnago przed wykładowcami i studentami, czyli obcymi ludźmi, bo takie jest widzimisię nauczyciela. A przecież czasem rozebranie się przed lekarzem jest trudne! Jeśli burzymy się, że konkurs Miss Świata jest uprzedmiotawiający, to jak nazwać takie praktyki? - zauważana Korwin Piotrowska.
[Dziewczyny] zaczynały studia z głowami pełnymi wyobrażeń, a już w pierwszych chwilach je upokarzano i krytykowano. "Szkoda, że tych tłustych nóg nie możesz sobie obciąć", "Z takim ryjem to w sklepie pracować", "Jesteś nudna, rzygać się chce". Przyzwyczajały się do tego typu komentarzy, bo nikt nie reagował, bo nikt za podobne słowa nie przepraszał. Żadnej refleksji prowadzących, "studiowało" się dalej.
Wierzycie, że w wyniku debaty publicznej te skandaliczne zachowania zostaną nareszcie ukrócone, a oprawcy odpowiednio ukarani?