Na początku pandemii koronawirusa Kasia Kowalska w emocjonującym nagraniu na Instagramie wyjawiła, że jej córka przybywa w szpitalu w Wielkiej Brytanii w złym stanie. Artystka prosiła o pozostanie w domach, sama jednak mimo obostrzeń zagrała koncert w Ciechanowie, gdy jej córka lepiej się poczuła. Na Kowalską spadła fala krytyki, a część fanów zarzuciła jej hipokryzję.
W podcaście "Tak mamy!" piosenkarka ponownie wróciła do choroby córki. Opowiedziała, że za pierwszym razem, gdy Ola trafiła do szpitala, została odesłana do domu z obustronnym zapaleniem płuc. Wówczas wynik na obecność koronawirusa był negatywny.
Nie dali jej żadnych wyników badań, a ona już się bardzo źle czuje. Na drugi dzień rano, jak do mnie zadzwoniła, to już nie mogła łapać oddechu. 4,5 godziny czekała na karetkę, która zabrała ją do innego szpitala. Tam już ją przyjęli, po interwencji moich znajomych, wrzaskach, że będziemy ich sądzić i ona jest z Polski, dlatego nie chcą jej przyjąć. Wszystko zrobiliśmy, żeby broń boże nie wyrzucili jej z tego szpitala. Trafiła do izolatki, już była na obserwacji, czekali na wynik - opowiadała w podcaście.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Piosenkarka wyjawiła, że dopiero kiedy Ola otrzymała pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa, podano jej tlen, a lekarze rozpoczęli leczenie. Niestety stan dziewczyny się pogorszył i konieczna była intubacja. Kowalska wspominała, że telefon ze szpitala był jednym z najgorszych, jaki kiedykolwiek otrzymała.
Piosenkarka zwierzyła się, że od lekarzy usłyszała, że muszą intubować jej córkę, bo "wysiadają płuca". Kasia przyznała, że wtedy "obdzwaniała wszystkich lekarzy, bo nie wiedziała, co ma robić". To właśnie medyk z oddziału zakaźnego miał opowiedzieć jej o trudnej sytuacji związanej z pandemią koronawirusa i zachęcił ją do nagrania filmu uświadamiającego społeczeństwo, za który - jak przyznała - spadła na nią krytyka.
Nagrałam taki filmik, że moją córkę intubowali i nie wiem co się dzieje i że mam taki apel od lekarza, z którym przed chwilą rozmawiałam, żeby ludzie nie wychodzili z domu, że sytuacja może się wymknąć... Potem dostałam hejt, że się chce wypromować na chorobie córki - wspominała.
Stan zdrowia córki Kowalskiej się nie poprawiał, a dziewczynę przewieziono do kolejnej placówki, która miała być "jej ostatnią szansą".
Olę przewieźli do szpitala, gdzie zajmują się tylko leczeniem płuc w Anglii i chyba serca. Bardzo wysoka specjalizacja lekarzy i wysokiej klasy sprzęt. Tam położyli ją na izolatce i założyli jej ECMO (...). Na tym ECMO moja córka była przez dwa tygodnie w stanie krytycznym cały czas i lekarz mówił mi, żebym się modliła i wierzyła, że ona z tego wyjdzie, bo jej stan jest krytyczny. Przez 12 dni chodziłam ja po domu i mówiłam sama do siebie i do niej cały czas mówiłam. Płakałam, budziłam się, płakałam, modliłam się, klęczałam, po prostu wszystko robiłam - opowiadała w podcaście.
Kasia opowiedziała, że w ten tragiczny czas - wszystko kojarzyło jej się z pogrzebem. Przyznała również, że znajomi, którzy wówczas przywozili jej jedzenie, nie mogli spojrzeć w jej oczy, bo także płakali. Dopiero w Wielkanoc Kowalska otrzymała informację, że stan zdrowia jej córki nieznacznie się poprawił. Wtedy pojawiła się szansa, że wszystko się ułoży, a Olę przeniesiono jeszcze do kolejnego szpitala. Kasia przypomniała również, że niedługo po tym, jak jej córka odzyskała świadomość, zapytała mamę, dlaczego otrzymuje tyle negatywnych wiadomości od ludzi.
Najgorsze było to, jak się obudziła: "Mama, dlaczego ja dostaje tyle złych wiadomości od ludzi, dlaczego ludzie mnie wyzywają?" Ja mówię: "Widzisz córeczko, bo taka jest nasza polska natura, że ludzie się lepiej poczują, jak komuś dokopią". Na zasadzie, że jest narkomanką, że zaćpała... - wspominała w rozmowie z Martyną Wyrzykowską i Natalią Hołownią.
ZOBACZ: Córka Kasi Kowalskiej walczy o życie w szpitalu: "Wiele godzin przepłakałam. ZOSTAŃCIE W DOMU"