Kasia Tusk jest niezwykle rygorystyczna jeżeli chodzi o estetykę zdjęć, którymi dzieli się na instagramowym koncie. Blogerka dba o to, by wszystko było utrzymane w odcieniach czerni, bieli i szarości (a w porywach też beżu). Niektórzy postrzegają to zamiłowanie do klasyki za atut, inni zarzucają Kasi "bejzikowość" i bycie przewidywalną do bólu.
Sama zainteresowana zdaje się zadręczać swoje sumienie, ilekroć założy na siebie coś bardziej "niekonwencjonalnego". Tusk właśnie podjęła się instagramowego wyzwania, w którym to fani proszą o wstawienie konkretnej fotki na InstaStory. Jedna z internautek poprosiła, by Kasia pokazała "stylizację, na widok której masz ciary żenady". Blogerka bardzo chętnie podjęła wyzwanie.
Ale mam się ograniczyć tylko do jednej? Nie ma takiej opcji - napisała Tusk pokazując jedną ze starych fotek.
Później córka Donalda Tuska narzekała na swoje ciągoty do zwierzęcych printów...
Rok 2012. Ten naszyjnik. Ta czapka. Ta pantera. Ale najgorsze w tym jest to, że w 2018 nie było dużo lepiej - stwierdziła infleuncerka.
Fani nie do końca rozumieli sąd taki krytyczny stosunek Kasi do niektórych modowych decyzji, argumentując, że ubrania, które nosi dziś różnią się od tamtych tylko kolorem.
Podstawowa różnica jest chyba taka, że tamtych już bym nie włożyła, a te tak. Ale każdy może mieć inne zdanie - tłumaczyła Kasia w komentarzach.
Naprawdę było AŻ TAK źle...?