W lipcu 2021 roku Katarzyna Zielińska przekazała bardzo smutne wieści o śmierci jej ukochanej mamy, Anny Zielińskiej. Aktorka poinformowała o tym fakcie na Instagramie i przyznała, że była to niespodziewana śmierć. Wielokrotnie też wspominała, że ciężko jej się pogodzić z bolesną stratą.
Katarzyna Zielińska rozpłakała się podczas wywiadu
Teraz Katarzyna Zielińska była gościem internetowego programu "W moim stylu", który prowadzi Magda Mołek. Rozmowa przebiegała dość spokojnie do momentu, w którym dziennikarka zapytała koleżankę z show biznesu o to, czego nigdy wcześniej nie mówiła publicznie. Choć na co dzień aktorka tryska dobrym humorem, to prywatnie miewa wiele trudnych momentów, co ma też związek z odejściem jej ukochanej mamy.
Nie jestem taką uśmiechniętą od ucha do ucha "Zieliną", która ze wszystkim sobie super daje radę, jak to wszyscy myślą, że też mam mnóstwo problemów. Na pewno jestem osobą, która nie lubi się publicznie dzielić tymi problemami, ale mam dużo problemów, które ogarniam - przyznała.
W tym momencie Zielińska rozpłakała się w trakcie rozmowy i przyznała, że choć zachowuje pozory, to bywa jej naprawdę ciężko.
Jestem normalną Kaśką, która już od roku czasu musi sobie codziennie popłakać. Taki mam czas, no... A nigdy sobie publicznie na to nie pozwalam, bo sobie myślę, że jestem za mocna. A codziennie płaczę sobie wieczorem i jest mi lepiej rano, po prostu - przyznała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Katarzyna Zielińska o emocjach po śmierci mamy: "Walczę, żeby się uśmiechać"
Jednocześnie Kasia przytoczyła pewną rozmowę, którą przeprowadziła podczas krótkiej wizyty w Nowym Sączu. Jak przyznaje, stara się nie poddawać, ale ostatnie miesiące były dla niej sporym wyzwaniem.
Kiedyś podeszła do mnie jakaś osoba w Nowym Sączu i powiedziała: "Pani Kasiu, zmarła pani mama, a pani się tak uśmiecha". Tak mi miesiąc po powiedziała... A ja mówię: "Wie pani co? Ja walczę, żeby się uśmiechać, bo ja żyję, mam dzieci i chcę się uśmiechać dla nich". I sobie później myślę: "Ku*wa, a czemu ja się tłumaczę? Z czego się tłumaczę?". A od roku czasu jestem dosyć smutną osobą, która też sobie musi czasami ulżyć, poryczeć. (...) Ja mam na to przestrzeń w domu. A często się boję albo wstydzę o tym mówić. Nie wiem dlaczego. Też mam swoje dołki i dużo mam smutków. Natomiast nie wiem, dlaczego też mam taki wizerunek takiej mocnej "Zieliny", która wszystkim pomaga - wyznała.
Wróciła też pamięcią do momentu pogrzebu, gdy na miejscu pojawili się fotoreporterzy.
Kiedy umarła mi mama i szłam po wieniec, i miałam taki w głowie, że to będzie piękny wieniec dla mojej mamy, ogromne serce... I szłam w centrum Warszawy, gdzie akurat natrafiłam na pana z aparatem, który zaczął mi robić zdjęcia. I byłam tak wykończona, że po prostu nie miałam siły powiedzieć: "Spierd*laj, mama mi umarła", bo się bałam, że to wyjdzie do prasy, że będą pisać, że przyjadą na cmentarz. Godnie to zniosłam. A potem sobie pomyślałam: "Kurczę, już jestem więźniem samej siebie" i powiedziałam "koniec". W tym momencie po prostu się to zmieni. Ja to nazywam upadkiem samej siebie. Sama nie wiedziałam, co ze sobą zrobić - skwitowała, po czym dodała z nutką optymizmu: Poryczałam sobie, ale jest mi lepiej, że świat o tym usłyszał.
Rozumiecie otwartość gwiazd w takich sprawach?