Od kilku dni media huczą o skandalicznej sytuacji, do której miało dojść w londyńskiej klinice. Brytyjskie tabloidy donosiły, że członkowie personelu zostali przyłapani na próbie dotarcia do poufnych informacji o Kate Middleton. Chodzi o jej akta medyczne, co jest nie tylko nielegalne, ale przede wszystkim rażąco sprzeczne z etyką zawodową. W sprawie trwa już dochodzenie.
Już kiedyś "martwiono się" o zdrowie Kate. Skończyło się tragicznie
O tym, czy i kto zostanie ukarany, dowiemy się zapewne wkrótce. Wielu zastanawia się natomiast, co skłoniło członków szpitalnego personelu do nieuprawnionego zaglądania w akta medyczne księżnej, gdyż mówimy o placówce, w której leczono wielu celebrytów, polityków, a także innych royalsów. Mówi się, że to wynik medialnej wrzawy wokół tajemniczego zniknięcia Kate, a ciekawość w przypadku winnych tego naruszenia po prostu wygrała z rozumem.
Nie brak też osób, które zaczęły wspominać pewną sytuację sprzed lat, gdyż ich wspólnym biegunem jest właśnie kwestia zdrowia i nieautoryzowanego dostępu do wrażliwych danych księżnej Kate. W 2012 roku miała miejsce głośna afera z wyjątkowo niesmacznym "żartem" australijskich radiowców, którzy zadzwonili do szpitala Edwarda VII, podając się za królową Elżbietę II i księcia Karola. Wszystko po to, aby wypytać personel o stan zdrowia Middleton, która była wówczas pacjentką placówki.
Telefon odebrała wtedy Jacintha Saldanha, która niestety nie wyczuła, że coś jest nie tak i przełączyła "żartownisiów" do innej pielęgniarki. Chodzi o osobę, która pracowała na oddziale odpowiedzialnym za doglądanie stanu zdrowia Kate. Ostatecznie radiowcy rzeczywiście dotarli do informacji o tym, jak się czuje księżna, co wywołało ogromne poruszenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Media wspominają sprawę sprzed lat. Wszystko przez plotki o zdrowiu Kate
Z jednej strony winiono dziennikarzy za tak niesmaczny "żart", z drugiej pomstowano na szpital i jego personel. Ta sprawa miała jednak tragiczny finał, gdyż trzy dni później Saldanhę znaleziono martwą w służbowym mieszkaniu. Mel Greig i Mike Christian, czyli autorzy "żartu", wyrażali skruchę i zapewniali publicznie, że nie spodziewali się tak tragicznych skutków ich postępowania.
Po pierwszych doniesieniach o śmierci kobiety telewizja Sky News przekazała, że Jacintha prawdopodobnie targnęła się na własne życie. Osierociła dwójkę dzieci. BBC co prawda informowało, że nie była zawieszona w pracy, ani nie wyciągano wobec niej innych konsekwencji, natomiast miała się czuć "samotna i zagubiona" po wspomnianym "żarcie".
Po śmierci kobiety media donosiły, że znaleziono trzy odręczne notki i w jednej z nich kobieta wprost wskazała "żart" radiowców jako powód targnięcia się na własne życie. Inna dotyczyła szczegółów pogrzebu, natomiast trzecia wymierzona była w jej pracodawców. "Hot30 Countdown", czyli program, którego prowadzącymi byli Christian i Greig, niedługo potem zniknął z anteny.
O ile Christian kilka tygodni później wrócił do pracy, tak jego była współprowadząca zdecydowała się wkroczyć z pracodawcą na drogę sądową. W grudniu 2013 roku doszło do ugody, której częścią było publiczne oświadczenie Austereo, że to nie Greig była odpowiedzialna za decyzję o emisji "żartu" i sugerowała jego edycję. Lata później dziennikarka wspominała, że po tej sytuacji otrzymywała groźby i doświadczyła potężnego hejtu.
Oświadczenie w sprawie wystosowali też Kate i William. Jak wtedy napisano, byli "głęboko zasmuceni" całą sytuacją, a "ich myśli i modlitwy są z rodziną i przyjaciółmi pielęgniarki w tym smutnym czasie".