Jarosław Kaczyński jest politykiem, który od lat w polskim społeczeństwie wywołuje skrajne emocje, przy okazji dzieląc naród. Prezes PiS słynie z bezwzględnego wprowadzania zmian, które często budzą sprzeciw dużej części Polaków. Polityk zdaje się jednak tym nie przejmować.
Ostatnimi czasy Jarosław Kaczyński coraz rzadziej pokazuje się publicznie. Czujni paparazzi nie odstępują go na krok, koczując pod warszawskim domem polityka. Jak donosi Super Express, prezes partii rządzącej w Nowy Rok przed południem wsiadł do swojej limuzyny, a wiozący go kierowca złamał szereg przepisów ruchu drogowego.
Polityk spieszył się na noworoczną mszę, która odbywała się w kościele św. Bennona na Nowym Mieście. Według relacji tabloidu, szofer wiozący prezesa PiS przekroczył w terenie zabudowanym prędkość aż o 30 km/h. Na przepisy ruchu drogowego nie zważała również eskorta Jarosława, która miała nie zatrzymać się na znaku stop ani na czerwonym świetle.
Co ciekawe, od 1 stycznia w życie weszły nowe przepisy, które są bezwzględne dla kierowców mających "ciężką nogę". Według dziennika, zgodnie z nowym taryfikatorem mandatów, szofer Kaczyńskiego powinien otrzymać 1100 złotych kary.
Za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym kierowca prezesa powinien dostać dwa razy po 400 zł i 4 pkt. karne. Za znak stop 300 zł i 2 pkt. Dodatkowo drugi kierowca za niezatrzymanie się na czerwonym świetle winien otrzymać do 500 zł mandatu oraz 6 ptk. karnych, a za brudne tablice symboliczne 100 zł - wylicza Super Express.
Tym razem Jarosław Kaczyński miał więcej szczęścia niż zatrzymany niedawno Donald Tusk. Prezesowi PiS i jego motoryzacyjnej załodze uszło płazem złamanie przepisów...
Myślicie, że kierowcy polityka będą następnym razem przestrzegać przepisów?