Od kilku dni media na całym świecie zastanawiają się nad losami Kim Dzong Una. W sobotę pojawiły się pogłoski, że przywódca Korei Północnej miał stracić życie w wyniku komplikacji po zabiegu chirurgicznym.
Ponoć jakiś czas temu dyktator niespodziewanie upadł, trzymając się za klatkę piersiową. Chociaż Korea natychmiast poprosiła Chiny o przysłanie medyków, lekarze Kim Dzong Una zmuszeni byli wykonać część zabiegów samodzielnie. Nie obyło się jednak bez komplikacji. Przeprowadzający procedurę lekarz miał być na tyle zestresowany, że trzęsły mu się ręce, jego pracy nie ułatwiała ponoć tusza dyktatora.
Niedługo po zabiegu pojawiły się plotki, że Kim Dzong Un znajduje się w stanie wegetatywnym, niektórzy twierdzą natomiast, że Koreańczyk nie żyje.
Zobacz również: Koreański minister został rozstrzelany z broni przeciwlotniczej!
Informacje o śmierci Kim Dzong Una od początku wzbudzały mieszane odczucia. Wielu uważało, że w rzeczywistości dyktator ma się dobrze i obecnie przebywa w miasteczku Wonsan, będącym przy okazji elitarnym koreańskim kurortem. Dowodem tej tezy miały być zdjęcia satelitarne jego pociągu, stacjonującego w tym rejonie, które opublikowała amerykańska organizacja Stimson Center.
W obliczu tak skrajnych opinii głos w sprawie zdecydował się zabrać przedstawiciel Korei Południowej. Główny doradca prezydenta do spraw polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, Moon Chung-in zapewnia, że przywódca sąsiadującego z nimi kraju wciąż żyje.
Nasze stanowisko w rządzie jest niezmienne. Kim Dzong Un żyje i ma się dobrze. Od 13 kwietnia przebywa w rejonie Wonsan. Nie wykryto na razie żadnych ruchów budzących jakiekolwiek podejrzenia - powiedział w rozmowie z CNN.
Wierzycie w jego zapewnienia?