W lutym na Netfliksie zadebiutował serial "Kim jest Anna?" opowiadający prawdziwą historię Anny Delvey - słynnej naciągaczki, której oszukała nowojorską śmietankę towarzyską na miliony dolarów. Świat usłyszał o przekrętach Anny Sorokin - bo tak brzmi prawdziwe nazwisko "przedsiębiorczej" Rosjanki - za sprawą artykułu Jessiki Pressler "How Anna Delvey Tricked New York's Party People" opublikowanego w 2019 roku na łamach New York Magazine. Dziennikarka opisała w nim, jak Anna wkupiła się w łaski Nowojorczyków, udając bogatą dziedziczkę, a następnie podstępem wyłudzała pieniądze od zamożnych znajomych.
Obecnie produkcja oparta na historii oszustw Anny Delvey bije rekordy popularności na Netfliksie. Choć serial Shondy Rimes cieszy się ogromnym zainteresowaniem widzów, twórcy produkcji muszą również mierzyć się z głosami krytyki. Niektórzy są bowiem zdania, że "Kim jest Anna?" gloryfikuje Sorokin, która za popełnione przestępstwa w 2018 roku trafiła do więzienia. Serialowa opowieść o naciągaczce wyjątkowo oburzyła jedną z jej ofiar, Rachel DeLoache Williams.
Williams była jedną z przyjaciółek Delvey i to właśnie ona zgłosiła jej przestępstwa na policję. Rachel odkryła, że jest wykorzystywana przez fałszywą dziedziczkę podczas wspólnej podróży do Maroka - która kosztowała ją 64 tysiące dolarów. Trudno się więc dziwić, że na wieść o produkcji poświęconej Delvey nie zareagowała ze szczególnym entuzjazmem. Swoimi przemyśleniami na temat "Kim jest Anna?" DeLoache Williams podzieliła się w artykule, który kilka dni temu ukazał się na łamach "Time". W tekście znalazły się także fragmenty książki kobiety "Moja przyjaciółka Anna: Prawdziwa historia fałszywej dziedziczki" wydanej w 2019 roku.
Anna Delvey prawie zrujnowała mi życie. Teraz jest nagradzana za swoje przestępstwa - zatytułowała artykuł "Time" Williams.
Zobacz również: Niedoszła ofiara "oszusta z Tindera" przejrzała go na NIEUDANEJ RANDCE! Mówi, co go zdradziło...
DeLoache Williams była pełna obaw (jak się później okazało - uzasadnionych), że serial o losach Anny Delvey nie tylko z miejsca stanie się hitem, lecz również przedstawi jej niegdysiejszą przyjaciółkę w kompletnie innym świetle.
Serial stworzony przez jedną z najpopularniejszych twórczyń telewizyjnych, z aktorką nagrodzoną Emmy, jest gwarantowanym hitem. Anna zostanie przedstawiona milionom osób jako złożona antybohaterka walcząca ze swoimi osobistymi demonami i światem, który wciąż nie docenia młodych kobiet - czytamy.
DeLoache Williams podkreśliła, że Delvey jest skazaną przestępczynią, która w lutym ubiegłego roku opuściła więzienie po trzech latach odsiadki. Mimo swojej przeszłości za prawa do ekranizacji jej losów Anna miała otrzymać od Netfliksa nawet 320 tysięcy dolarów. Znaczna część tej kwoty decyzją sądu została zamrożona, a część Devley wykorzystała na spłacenie kar nałożonych przez stan Nowy Jork oraz adwokata. Według "Sunday Times" pozostałe pieniądze oszustka przeznaczyła natomiast na zakup markowych ubrań przez więzienny telefon.
W tekście DeLoache Willams przytoczyła także jedną z wypowiedzi Anny Devley, która świetnie podsumowuje jej wątpliwości odnośnie serialu Netfliksa. Zapytana przez BBC, czy przestępstwa są opłacalne, Sorokin odpowiedziała bowiem: "W pewnym sensie tak".
Kobieta zwróciła tym samym uwagę na to, że produkcje pokroju "Kim jest Anna" faktycznie mogą poniekąd nagradzać przestępców za ich wybryki - zapewniając im rozgłos oraz fundusze np. do wywalczenia sobie jak najniższego wyroku.
Jeśli twoje przestępstwa są wystarczająco atrakcyjne, jedna z największych firm medialnych odkupi prawa do twojej historii przed procesem, dzięki czemu będziesz w stanie pozwolić sobie na dowolnego adwokata, wystarczająco wykwalifikowanego, by zminimalizować twoją karę. Możesz otrzymać tyle pieniędzy, że nawet gdy twoje środki zostaną zamrożone, a ofiary spłacone, zostanie ci zapas pieniędzy. A ponadto, jeśli zależy ci na sławie, zbudujesz sobie "markę", stworzysz platformę i znajdziesz odbiorców, którzy zwiększą twoje możliwości na przyszłość - napisała eks-przyjaciółka oszustki.