O tym, że związek Kim Kardashian i Kanye Westa wisi na włosku, mówiono już od dawna. Nawarstwiające się latami kłopoty w raju osiągnęły apogeum latem tego roku, gdy West, znajdujący się wtedy w stanie pobudzenia przez chorobę dwubiegunową, zaczął publicznie oskarżać żonę o zdradę i wypominać jej przeszłość z sekstaśmą.
Podobno Kim już wtedy zamierzała zakończyć swoje małżeństwo, nie chciała jednak zostawiać Kanyego bez pomocy. Wiedziała też, że rozstanie w tak gorącym momencie może odbić się na wizerunku jej i całej rodziny w mediach.
Ostatnie pół roku nie zmieniły nic w ich związku. Kim w tym czasie szykowała się już do złożenia papierów rozwodowych. O jej decyzji media poinformowały na początku stycznia, jednak wnikliwi obserwatorzy mogli zauważyć już kilkanaście dni wcześniej sygnały, które oznaczały, że dla kim jej związek z Westem jest zakończony.
Po pierwsze, Kardashianka przestała nosić zarówno obrączkę, jak i pierścionek zaręczynowy, który ofiarował jej Kanye.
Po drugie, ostatnie święta Bożego Narodzenia były pierwszymi, które Kim i jej dzieci spędziły bez Westa. 40-letnia celebrytka spędziła ten czas z rodziną w Lake Tahoe, a potem w domu siostry Kourtney Kardashian.
Kolejnym sygnałem, jaki miała wysłać w świat "uwolniona" Kim, było jej zdjęcie zrobione na tle zimowego pejzażu tuż przed Wigilią. Widać na nim celebrytkę stojącą z wyciągniętymi do góry rękami. Niektórzy zwracają uwagę, że gest ten oznaczał triumf i chęć podkreślenia, że jest już wolna - podobne zdjęcie obiegło media, gdy przed laty Nicole Kidman zakończyła swoje małżeństwo z Tomem Cruisem.
Szkoda, że się rozstają?