Jeśli sądzicie, że echa after party Kingi Rusin u Beyonce i Jaya Z zaczynają cichnąć, nic bardziej mylnego. Wszystko wskazuje na to, że z każdym dniem afera zwiększa swoje zasięgi, angażując weń coraz to nowe gwiazdy.
Zobacz: Michał Żebrowski całuje żonę i śmieje się z Kingi Rusin: "Koniecznie w kapciach"
Choć Kinga Rusin komentowała "skandal ze zdjęciem Adele" we wtorek, środę i czwartek, uznała, że i w piątek nie zaszkodzi dorzucić kilku słów od siebie. W najnowszym wpisie na Instagramie dziennikarka postanowiła odpowiedzieć na najbardziej nurtujące internautów pytania.
Kinga Rusin zapewniła swoich odbiorców, że dziennikarz nie tylko ma prawo zrobić relację z zamkniętej imprezy, ale nawet powinien, ponieważ tego oczekują od niego jego czytelnicy:
"Dla wciąż pytających, poniżej obiecane odpowiedzi ws mojej relacji z imprezy w LA (w kwestii zdjęcia odsyłam do wczorajszego postu). Czy dziennikarz ma prawo zrobić relację z zamkniętej imprezy?
Tak, i co więcej, tego od dziennikarza oczekują jego czytelnicy. Nie powinno sie natomiast zdradzać żadnych wrażliwych informacji (tym zajmują się brukowce), a relacja musi się mieścić w granicach prawa (tak jak moja). Zdarza się, w wyjątkowych przypadkach, że goście proszeni są o podpisanie dokumentu o poufności. W tym wypadku nie było takich dokumentów" - czytamy.
Reporterka bez granic broniła się także tym, że nie ona jedyna zdała relację z zamkniętej imprezy u Beyonce i Jaya Z:
"Czy jakiś inny dziennikarz podzielił się, podobnie jak Pani, wrażeniami z tej imprezy i zrobił insiderską mini relację?
Tak, słynny Trevor Noah w swoim talk show opowiedział wielomilionowej publiczności o swoich przeżyciach z dwóch zamkniętych imprez pooskarowych, w tym tej u Beyonce i Jaya Z. Zobaczcie na youtube jego rozentuzjazmowaną relację o tym kogo spotkał i co kto robił na parkiecie (link w moim bio i na instastory). Uznał, że to była najbardziej niesamowita impreza w jego życiu" - napisała.
Następnie Kinga podkreśliła, że dziennikarz jest zawsze dziennikarzem, nawet jeśli wyjeżdża dokądś prywatnie, nie zwalnia go to z wykonywania zawodu:
"Dziennikarze są zawsze dziennikarzami. Mogą zrobić materiał w każdej chwili. Ja pojechałam do LA porozmawiać z kilkoma ciekawymi ludźmi, ale też zrobić kilka relacji z tego, co się dzieje wokół Oskarów czyli z zadaniem dziennikarskim" - tłumaczy.
Kinga postanowiła także poruszyć jedną z najważniejszych kwestii, która wciąż nurtuje jej fanów. Trudno bowiem zrozumieć, skoro wszystko było legalne, dlaczego dziennikarka zdecydowała się usunąć post z Instagrama:
"Tak jak pisałam, w ciągu 24 godzin od publikacji, do mojego posta zalinkowały setki mediów z całego świata. Zaczęłam otrzymawać dziesiątki próśb o wywiady. Jednocześnie zaczęłam dostawać mnóstwo obrzydliwych, hejterskich wiadomości z Polski. Postanowiłam zarchiwizować post, bo po ludzku miałam dosyć. Media zagraniczne w dużym stopniu zrozumiały przesłanie, za to hejterzy zaatakowali jeszcze mocniej" - napisała i dodała, że jest szansa na powrót tego postu:
"Być może. Natomiast z jego treścią można zapoznać się teraz bez problemu, na stronach różnorakich mediów".
Na koniec Kinga nie omieszkała wykorzystać okazji do pochwalenia się zaproszeniami do zagranicznych telewizji:
"Dostaję zaproszenia od różnych zagranicznych mediów, w tym programów telewizyjnych. Wczoraj napisał do mnie np. niemiecki RTL, a ciut wcześniej amerykańska stacja NBC" - ujawnia.
Myślicie, że w końcu skorzysta z jakiegoś zaproszenia?