Kinga Rusin wciąż ugruntowuje swoją pozycję w roli naczelnej globtroterki polskiego show biznesu. Od kilku dni dziennikarka regularnie informuje instagramową publikę o tym, jak przebiega jej wyjazd do Peru. Widziała już na przykład Tęczowe Góry, co stało się dla niej sposobnością, aby zadrwić z homofobicznych zapędów polityków.
Kinga Rusin miała spięcie z partnerem w Peru. Powód? Zaskakujący
W środę Kinga kontynuowała relację z wyjazdu i na jej koncie pojawił się kolejny post. Tym razem dziennikarka miała bliskie spotkanie z lamami, które już na wstępie utytułowała "słodziakami". Okazuje się jednak, że były one poniekąd także powodem spięcia między nią a partnerem, o czym sama poinformowała w tym samym wpisie.
Słodziaki! Nie wiem, jak można je jeść! Mieliśmy przez to z Markiem ciche... pół dnia. Muszę przyznać, że nie wytrzymałam, kiedy mi oświadczył, że w końcu spróbuje steka z lamy! Przestałam się do niego odzywać - relacjonuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kinga zapewniła jednak, że potem Marek Kujawa zmienił zdanie i obiecał, że steka z lamy próbować jednak nie zamierza.
Na szczęście trafiliśmy w górach na przełęcz, gdzie przepędzano stado lam, a pasterze pozwolili nam im towarzyszyć. Kilkadziesiąt minut z tymi niesamowicie łagodnymi i delikatnymi zwierzakami starczyło, żeby Marek przysiągł mi, że nigdy nie weźmie mięsa lamy do ust. Trzymam go za słowo! - pisze.
Jak twierdzi, zabijanie lam dla mięsa budzi jej sprzeciw, ale rozumie, że w Peru po prostu tak to działa. Sama Kinga natomiast nie je mięsa już od lat, do czego stara się przekonać także ukochanego. Na razie udało jej się to częściowo.
Zdaję sobie sprawę, że lamy pełnią w Andach tę samą funkcję, co krowy na nizinach, wiem, że są nie tylko zwierzętami jucznymi, ale są również podstawą pożywienia w górskich rejonach, gdzie ciężko o zboże czy warzywa. A jednak zabijanie ich dla mięsa budzi mój wyjątkowy sprzeciw (podobnie jak zabijanie cielaków, jagniąt, koźląt czy kurczaków) - przyznaje. Kilkanaście lat temu podjęłam świadomie decyzję o tym, że nie będę w ogóle jadła mięsa, gdyż kłóci się to z moim światopoglądem i podejściem do zwierząt. Nie żałuję. Nigdy nie brakowało mi tego smaku. Decyzję podjęłam z dnia na dzień i nie była ona dla mnie trudna. Wiem, że nie wszyscy myślą tak jak ja, z moim partnerem włącznie. Jednak z radością i satysfakcją obserwuję, jak od kilku lat Marek się ogranicza. Można powiedzieć, że jest już "fleksitarianinem", bo mięso je naprawdę od czasu do czasu i coraz bardziej docenia różne potrawy z warzyw. Jestem pewna, że kiedyś zrezygnuje z mięsa całkowicie. Cierpliwie czekam.