Odkąd Kinga Rusin opublikowała w sieci zdjęcie z Adele, jej wpis stał się tematem numer jeden nie tylko w polskich, ale i w zagranicznych tabloidach. Choć 48-latka "sprytnie" nie oznaczyła brytyjskiej gwiazdy w instagramowym poście, fotografia z after party błyskawicznie obiegła Internet. Pod zdjęciem z wyraźnie odchudzoną znaną wokalistką dziennikarka ze szczegółami opisała przebieg pooscarowej imprezy. Kinia wyznała między innymi, że tej wyjątkowej nocy kroków tanecznych uczył jej sam Jay Z, trzymała za rękę Leonardo DiCaprio, gawędziła z Adele o kapciach, a Bradley Cooper posyłał jej uśmiechy.
Niestety, wszystko wskazuje na to, że cała sytuacja nieco przerosła polską dziennikarkę. Rusin nie udźwignęła międzynarodowego zainteresowania i zdecydowała się usunąć post. W środę o świcie zamieściła słowa wyjaśnienia, podkreślając, że ostatni czas nie należał do najłatwiejszych:
Kochani, już nie mam siły odpisywać każdemu dziennikarzowi z osobna (od Polski po Nową Zelandię i Peru), więc napiszę tu, żeby zamknąć sprawę: z oczywistych względów, nie będę udzielać wywiadów ani polskim ani zagranicznym mediom na temat opublikowanego przeze mnie w poprzednim poście zdjęcia, które obiegło świat - zaznacza dziennikarka i dodaje, że feralna fotografia powędrowała do jej prywatnych "zbiorów":
Chowam do archiwum. To było szaleństwo którego nie przewidziałam. Czas odpocząć i trochę się wyspać - w ciągu ostatnich dni spałam raptem parę godzin - ubolewa.
Współczujecie?