Kinga Rusin nie marnuje czasu i konsekwentnie odwiedza kolejne zakątki globu. Po kilku tygodniach eksplorowania Afryki żądna przygód celebrytka miała okazję zażywać lodowatych kąpieli na Islandii, później wybrała się natomiast do Grecji. Będąc na uwielbianym przez celebrytów Mykonos, była gwiazda TVN hucznie świętowała 12. rocznicę związku z ukochanym, Markiem Kujawą. Po wielkim świętowaniu Rusin i jej partner ruszyli w dalszą drogę. Tym razem za cel podróży obrali Australię.
Zobacz również: Kinga Rusin świętuje 12. ROCZNICĘ ZWIĄZKU, imprezując CAŁĄ NOC na greckiej wyspie: "Dzisiejszy poranek zaczął się nam… w POŁUDNIE" (FOTO)
Aktualnie Kinga Rusin od kilku dni przeżywa więc kolejne przygody w Krainie Kangurów, dokumentując niektóre z nich na swoim instagramowym profilu. Celebrytka relacjonowała już na przykład ekstremalny lot helikopterem z otwartymi drzwiami (!) nad kanionem rzeki Katherine. W środę pochwaliła się natomiast spotkaniem z uroczą walabią (zwierzę z rodziny kangurowatych) o imieniu Ashley, którą znaleziono przy śmiertelnie potrąconej matce. Rusin zdradziła, że postanowiła "symbolicznie dorzucić się do wychowania" zwierzątka, z dumą ogłaszając, iż została jego "przyszywaną ciocią".
W piątek Rusin zamieściła na swoim profilu kolejny wpis. Celebrytka opublikowała w sieci kilka zdjęć z Australii, przy okazji podsumowując swoje dotychczasowe przygody na kontynencie. Jak wyznała, podczas podróży z ukochanym nie może narzekać na brak wrażeń.
Z Markiem nie ma chwili wytchnienia. Lubię to! Po szalonym locie helikopterem, objazdem trzech parków narodowych Północnego Terytorium i chwilach wzruszeń z uratowanymi, malutkimi kangurkami, przenieśliśmy się na północno-wschodnie wybrzeże Australii - rozpoczęła.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dziennikarka zdradziła, że miniony dzień spędziła, przemierzając prastarą dżunglę na terenie jednego z australijskich parków narodowych. Miała też okazję podziwiać panoramę tamtejszego wybrzeża oraz przeżyć bliskie spotkanie z krokodylami.
Za nami wspaniały, choć wyczerpujący dzień w Parku Narodowym Daintree: wielogodzinny trekking po niesamowitej, prastarej dżungli, wyprawa łodzią po rzece pełniej gigantycznych krokodyli różańcowych, spacer po przepięknej plaży Myall, wspaniałe chwile na przylądku Tribulation, jedynym miejscu na świecie, gdzie spotykają się aż dwa cudy natury wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO: Wielka Rafa Koralowa z lasami tropikalnymi Daintree - relacjonowała.
Celebrytka nie ukrywała, że australijska przyroda zrobiła na niej ogromne wrażenie, a w szczególności nietknięta przez człowieka dżungla licząca aż 130 milionów lat.
Tutejsza przyroda rzuciła nas na kolana. Szczególnie licząca sobie 130 milionów (!) lat pierwotna dżungla, której człowiek nigdy nie dotknął swoją ręką! To miejsce święte dla aż czterech aborygeńskich szczepów. Australia oficjalnie zwróciła te ziemie ich rdzennym mieszkańcom i otoczyła szczególną ochroną - wyjaśniła obserwatorom.
Zachwycona australijską przyrodą Rusin przy okazji pozwoliła sobie także na kilka gorzkich słów na temat Polski. Celebrytka wprost przyznała, że zbiera jej się na łzy, gdy czyta wiadomości od obserwatorów o "wycince i dewastacji" rodzimych lasów. Kinga ubolewała, że obecnie w Polsce nie oszczędza się nawet drzew znajdujących się na terenach parków narodowych - jako przykład podając wycinkę jodeł pomnikowych w Karpatach. Przy okazji otwarcie skrytykowała przedstawicieli Lasów Państwowych, twierdząc, że ich działania mogą mieć zgubny wpływ na polską przyrodę.
(...) Dla nich i tych, co ich nadali, liczy się tylko kasa. Dla mamony zrobią wszystko. Wytną, zaorzą, zatrują, rozkradną. Pojęcie polskiego, narodowego dziedzictwa przyrodniczego jest im obce… Jeszcze chwila i, żeby zobaczyć prawdziwy las (a nie uprawy sosny), będziemy musieli… wyjechać z Polski - podsumowała gorzko.
Zobaczcie, jak Kinga Rusin eksploruje Australię. Wygląda na spełnioną?