Trzeba przyznać, że Kinga Rusin jest zapaloną miłośniczką podróży, która zdecydowaną większość roku spędza poza granicami naszego kraju. Prezenterka kilka lat temu porzuciła pracę w TVN-ie na rzecz egzotycznych wojaży u boku ukochanego Marka Kujawy. Życie na walizkach sprawiło, że 53-latka stała się prawdziwą "obywatelką świata".
Nasza naczelna podróżniczka z wielką troską i zaangażowaniem pielęgnuje swój instagramowy profil, który śledzi już ponad 500 tysięcy internautów. Rusin, jak przystało na aspirującą blogerkę turystyczną, regularnie publikuje posty, w których opowiada o swoim zagranicznych podróżach i doświadczeniach.
Kinga Rusin eksploruje Kolumbię
Ostatnio dziennikarka zameldowała się w Kolumbii, gdzie wybrała się na celebracje swoich 53. urodzin. Oczywiście było egzotycznie i luksusowo. Nie zabrakło również pozdrowień dla fanów prosto z prywatnej plaży, która, choć słono kosztowała, to zapewniła wyjątkowe doznania m.in. możliwość paradowania "w stroju Ewy". Relacjonowanie egzotycznej eskapady trwa w najlepsze.
ZOBACZ TAKŻE: Kinga Rusin świętuje 53. urodziny w kolumbijskiej dżungli. "Dzięki Markowi spędzam je W LUKSUSIE" (ZDJĘCIA)
W niedzielę dziennikarka pochwaliła się w mediach społecznościowych materiałami wykonanymi na Wyspach Różańcowych, gdzie wraz z ukochanym uzupełniała hormony szczęścia. Naturalnie wśród ujęć malowniczych okoliczności pojawiły się również zdjęcia Rusin w kostiumie kąpielowym, które pozwalają przypuszczać, że wspomniana serotonina ma się u niej całkiem dobrze.
Żyjąc chwilą, znów zainwestowaliśmy w odrobinę radości. I oby powstała w ten sposób serotonina pozostała w naszym organizmie dłużej niż kilkanaście miesięcy (podobno, jak twierdzą niektórzy, z pewnymi substancjami jest to możliwe). Tym razem "przyjęliśmy dozwoloną dawkę przyjemności" na Wyspach Różańcowych. Nic nie może się równać z dniem spędzonym na bezludnej plaży - rozpoczęła.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Horror Kingi Rusin. Gościła w "czyśćcu"
Choć mogłoby się wydawać, że dziennikarka skrzętnie zaplanowała podróż, by czerpać z natury, ile się da, to jednak podczas eksplorowania okolicy nie odbyło się bez małych rozczarowań. W miejscowości Baru ukochany 53-latki wynajął łódkę, której właściciel obiecał zawieźć polskich podróżników do "raju". Okazuje się, że zwiedzanie rozpoczęto od niespodzianki, czyli wizyty w klubie, który Rusin osobliwie ochrzciła "czyśćcem"
W miejscowości Baru, Marek wyczarterował dla nas łódkę, której właściciel obiecał zawieźć nas do raju. I tak też zrobił, chociaż żeby tam trafić wylądowaliśmy najpierw w czyśćcu, na wyspie Isla Grande i w jej "słynnym" klubie plażowym Bora Bora. To miała być dla nas niespodzianka. To tu pewien Jorge, który sam mianował się naszym przewodnikiem, powitał nas słowami "tu jest raj" i rzucił za siebie pustą puszkę po piwie pomiędzy inne puszki, torebki, opakowania i butelki. Taki raj, jacy jego mieszkańcy - stwierdziła gorzko.
Na szczęście szybko udało się stamtąd uciec prosto na ostatnią w łańcuchu wysepkę Rosario. Choć właściciel łódki dziwił się, że nie chcemy zostać w klubie, gdzie można wypić i potańczyć tylko wybieramy jakąś "nudną samotnię", zostawił nas na pustej, długiej plaży i na kilka godzin odpłynął, żebyśmy mogli nacieszyć się tym miejscem — podsumowała swój podróżniczy post.
Fajnie się bawi?