Mimo że Kinga Rusin od blisko roku pomieszkuje "gdzieś na Oceanie Indyjskim", szybko okazało się, że nawet w słonecznym raju spotykają celebrytkę problemy podobne do tych znad Wisły. Każdy post dziennikarki na Instagramie jest bowiem uważnie analizowany, zwłaszcza przez Jakuba Żulczyka, który na przykładzie internetowej twórczości Kingi pokazuje "odklejenie się" elit. Tymczasem Kinga, zamiast się relaksować, odpowiada na posty pisarza, podnosząc temperaturę dyskusji w sieci.
Przypomnijmy: Jakub Żulczyk uderza w Kingę Rusin i jej "zaangażowane politycznie" zdjęcie z plaży: "Chodzi o elementarne WYCZUCIE SMAKU"
Dobrym pomysłem na wytchnienie od internetowych sporów jest jakaś forma pozasieciowej aktywności. Można biegać, można chodzić na siłownię, można też uprawiać jogę - najważniejsze, by w tym czasie jednak odłożyć telefon i się wyciszyć. Jak jednak pogodzić to z pokusą pochwalenia się zdjęciem na Instagramie? Najlepiej, jeśli fotografię zrobi nam ktoś bliski. Kinga Rusin mogła ostatnio liczyć na pomoc córki, Poli Lis.
Pola poleciała do mamy zobaczyć, jak jej się żyje w oceanicznym raju. Po tym jak sama pokazała zdjęcia z plaży, przyszła pora na asystowanie Kindze w sesji zdjęciowej podczas codziennej jogi.
Na zdjęciu udostępnionym na Instagramie dziennikarki widzimy Kingę Rusin wyciągającą nogi do nieba w kolejnej asanie i uczącą obserwatorów prawdy o tym, iż joga przynosi same korzyści, głównie w zakresie dotlenienia ważnych organów.
Sirshasana - królowa asan - poprawia krążenie, dotlenia narządy wewnętrzne w tym serce i mózg, poprawia koncentrację, zwiększa poziom energii, poprawia funkcjonowanie układu hormonalnego (pobudza działanie gruczołu tarczycy) i układu nerwowego, zwiększa odporność organizmu - czytamy.
Ktoś zapytał, jak długo dziennikarka praktykuje jogowe wygibasy, na co Rusin odparła, że teraz, "gdzieś na Oceanie Indyjskim", coraz częściej: Tu, od ponad pół roku, codziennie, a nawet dwa razy dziennie. Wcześniej nieregularnie i zrywami.
Imponujące?