Kinga Rusin od kilku tygodni przebywa w Afryce, eksplorując kolejne zakątki kontynentu i starannie dokumentując coraz to nowe przygody za pośrednictwem Instagrama. Na początku eskapady dziennikarka odwiedziła Ugandę, gdzie miała okazję m.in. podziwiać Nil z lotu ptaka. Później celebrytka i jej partner Marek Kujawa zafundowali sobie krótki pobyt w luksusowej willi na Zanzibarze, a następnie powrócili do przemierzania ugandyjskich lasów, w których obserwowali goryle w ich naturalnym środowisku.
Zobacz również: Kinga Rusin wspomina przygody w Ugandzie i komplementuje ukochanego: "Mój "TARZAN" przeniósł mnie dwukrotnie przez RWĄCY STRUMIEŃ"
Po opuszczeniu Ugandy Kinga Rusin odwiedziła sąsiednią Rwandę, na tym jednak jej afrykańska przygoda się nie zakończyła. Dziennikarka zdążyła bowiem po raz kolejny zmienić miejsce pobytu i wybrała się do Zambii. We wtorek Rusin podzieliła się z instagramowymi obserwatorami obszernym wpisem, opisując w nim pewną nieprzyjemną przygodę, którą przeżyła na tamtejszym lotnisku. Okazuje się, że na miejscu celebrytka spotkała grupę myśliwych z ekwipunkiem do polowania. Kinga nie ukrywała oburzenia widokiem uzbrojonych turystów i postanowiła głośno zaprotestować przeciwko ich krwawemu "hobby". Dziennikarka spotkała się ze zdecydowanym poparciem pozostałych pasażerów.
Głośno zaprotestowałam na lotnisku w stolicy Zambii, widząc obładowanych strzelbami myśliwych. Masowo poparli mnie pozostali odprawiani pasażerowie. Byliśmy oburzeni - wszyscy byliśmy w Zambii, by podziwiać naturę i dzikie zwierzęta, a na naszych oczach ładowano śmiercionośne sztucery, z których zabijano wcześniej lwy i lamparty - opisywała na Instagramie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz również: Kinga Rusin nazywa katastrofę ekologiczną na Odrze POLSKIM CZARNOBYLEM i uderza w PiS: "Rząd kłamie, kręci i niszczy!"
Podczas pobytu w Zambii Rusin miała okazję obcować z tamtejszą fauną, nic więc dziwnego, że obecność myśliwych na lotnisku wyjątkowo ją rozgniewała. Dziennikarka zaledwie dzień wcześniej przez długie godziny obserwowała lamparty i jak podkreśliła, nie mogła zrozumieć, skąd w ludziach chęć zabijania dzikich zwierząt dla własnej rozrywki. Opisując pochodzących z USA myśliwych, Kinga nie przebierała w słowach...
Coś we mnie pękło, nie wytrzymałam… Dzień wcześniej spędziliśmy godziny, przypatrując się parze lampartów dzielących się zdobyczą (to rzadkość, bo łączą się one w pary na krótko, wyłącznie w okresie godowym, a normalnie walczą ze sobą i o terytorium i o jedzenie). Moglibyśmy podziwiać te obłędnie piękne i coraz rzadsze dzikie koty bez przerwy. A tu jakieś nabzdyczone matoły przyjeżdżają z bogatszych krajów, żeby sobie, za śmieszne opłaty, pozabijać takie cuda! Po co? Dlaczego? Co Ci ludzie mają w mózgach? Ci byli akurat z (tu bez zdziwienia) Teksasu - kontynuowała oburzona.
Rusin podkreśliła, że kraje zachodnie powinny wprowadzić przepisy, które doprowadziłyby do znacznego ograniczenia polowań dla sportu w Afryce. Jej zdaniem w przypadku odpływu myśliwych należałoby również wynagrodzić ekonomiczne straty lokalnej społeczności - tak, by widzieli oni sens w ochronie dzikiej przyrody.
Zachód ma ogromną odpowiedzialność za dobrostan zwierząt w Afryce. Wystarczyłoby zakazać importu trofeów łowieckich z Afryki i ukróciłoby to tzw. sportowe polowania. Takie prawo zamierza wprowadzić Wielka Brytania. Jednocześnie trzeba by było wyrównać lokalnym społecznościom straty spowodowane odpływem myśliwych (opłaty licencyjne, organizacja polowań itp.). Wystarczyłoby, żeby większy procent z ekoturystyki (lodge, campy, hotele) zasilał ich konta. Mieszkańcy Afryki muszą widzieć sens w ochronie przyrody, a wiadomo, że argument ekonomiczny jest silniejszy niż światopoglądowy - wyjaśniła dziennikarka.
Na zakończenie wpisu Rusin wyznała, że możliwość podziwiania dzikich zwierząt w ich naturalnym środowisku za każdym razem jest dla niej wyjątkowo poruszającym doświadczeniem. Dziennikarka wciąż ma więc nadzieję, że kiedyś będą one żyć na wolności bez zakłóceń ze strony człowieka.
Każda wizyta w parkach narodowych, szczególnie tych afrykańskich, pełnych zwierząt, niewyobrażalnie mnie wzrusza i daje jakąś kosmiczną energię do działania. W Zambii nie było inaczej. Czyż nie byłoby cudownie, gdybyśmy zaczęli wreszcie szanować dzikie stworzenia i pozwolić im żyć w spokoju obok nas? - zastanawiała się.
Doceniacie zaangażowanie Kingi Rusin?