W środę informowaliśmy o nowym wpisie Kingi Rusin, w którym z nutką nostalgii opisała to, jak ponad trzy dekady temu pojechała na wakacje z mamą na Hawaje. Post opatrzyła serią zdjęć z czasów, gdy eksplorowały razem Maui. Zgodnie z tradycją, komentujący byli po jej wyznaniu dość podzieleni, a niektórzy pytali nawet o to, jak udało im się wtedy uzbierać wystarczającą kwotę na taką podróż.
To było przeżycie nie do opisania! Nigdy wcześniej nie byłam w tropikach, nigdy nie zetknęłam się z taką nieziemską przyrodą, krystaliczną, turkusową wodą i bogatą, lokalną kulturą. Nie wiem, czy to właśnie nie w tamtej chwili narodziła się we mnie pasja do dalekich podróży, która czekała tyle lat na realizację... - pisała.
Kinga Rusin zdecydowanie o komentarzach, jakoby była "resortowym dzieckiem"
Internauci pytali, więc Kinga odpowiedziała. Na jej profilu pojawił się właśnie nowy post, w którym dziennikarka podzieliła się jeszcze nieco tym, jak wygląda jej obecny wyjazd na Hawaje. Rusin wspomniała m.in. o najlepszej kawie, jaką dotąd tam piła, a także o pięknych morskich widokach, w których można by wręcz "odpłynąć w myślach".
Cisza, spokój i chyba najpiękniejsza dzika, złota plaża, jaką w życiu widziałam. (...) Nic tylko usiąść tam, wpatrzeć się w błękitne morze i odpłynąć w myślach - relacjonuje.
Potem przeszła jednak do rzeczy, a więc do komentarzy, w których internauci próbowali rozliczać ją z wyjazdu sprzed ponad trzech dekad. Kinga przypomina więc niedoinformowanym, że jej mama pracowała w USA, a ich wyjazd nie ma nic wspólnego z byciem - jak to określali komentujący - "resortowym dzieckiem".
À propos mojego wczorajszego postu i pytań, które się pojawiły. Jak to możliwe, że było nas z mamą stać w 1992 na podróż na Hawaje? Mama pracowała w tym czasie w Stanach (opiekowała się starszymi ludźmi), więc jeżeli niektórzy piszą, że byłam "resortowym dzieckiem", to chyba mają na myśli resort amerykańskiej geriatrii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kinga Rusin tłumaczy się z wyjazdu na Hawaje. "Mama zarabiała w dolarach"
Jednocześnie dziennikarka przypomina, że w Stanach zarabia się w dolarach, a nie w polskich złotych, dlatego wycieczka, choć na pewno nie najtańsza, była mimo wszystko w ich zasięgu. Jest też wdzięczna mamie, że zaszczepiła w niej miłość do podróży.
Mama zarabiała w dolarach, ale i tak myślę, że te wakacje kosztowały ją lwią część tego, co tam zaoszczędziła. Może dlatego wtedy nie dorobiłyśmy się ani samochodu, ani większego mieszkania. Najwyraźniej pociąg do wydawania pieniędzy na podróże mam po niej! Można odziedziczyć po rodzicach gorsze cechy. Ja jestem jej za ten "gen" podróżniczej rozrzutności dozgonnie wdzięczna.
Jeżeli to nie zabrzmiało wystarczająco przekonująco, to Kinga wyjaśnia też, że mama nie mogła jej załatwić pracy w TVP, bo posadę dostała po tym, jak już zadebiutowała na ekranie.
I jeszcze jedno, po raz n-ty: moja mama NIE PRACOWAŁA w TVP, kiedy ja tam zaczynałam występować (mieszkała wtedy w USA). NIE ZAŁATWIŁA mi pracy na wizji! Mama zaczęła pracować w TVP, kiedy ja już byłam na telewizyjnej placówce w Stanach, czyli ponad rok po tym, jak zadebiutowałam na małym ekranie.
Dobrze im powiedziała?