Klaudia El Dursi zasłynęła dzięki programowi "Top Model" i choć już podczas nagrywania show byłą bohaterką małej aferki (drama z inną z uczestniczek), kolejne lata pokazywały, że w sposób niemalże perfekcyjny zarządzała swoją karierą i kreowała swój nieskazitelny wizerunek. W połowie czerwca wszystko się jednak zmieniło. Kiedy wyszło na jaw, że kilka dni wcześniej (10 czerwca) celebrytka zmierzała na event swojej stacji-matki, pędząc do Warszawy pasem awaryjnym na autostradzie, spadła na nią lawina krytyki. I słusznie. Doszło nawet do tego, że modelka opublikowała nagranie, podczas którego posypywała głowę popiołem.
ZOBACZ: Klaudia El Dursi zabrała głos po aferze: "Okazałam brak szacunku. Jestem gotowa na konsekwencje"
Najwyraźniej przyznanie się do błędu nie wystarczyło. Klaudia El Dursi stale mierzy się z zaczepkami na temat swojego nieodpowiedzialnego występku. W rozmowie z serwisem o2 przyznała, że hejt, jakiego doświadczyła, bardzo ją zaskoczył.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Klaudia El Dursi wraca do czerwcowego rajdu pasem awaryjnym
Przekonałam się, że media w bardzo brutalny sposób mogą zniszczyć komuś życie. Media między mną a zabójcą stawiały znak równości. Uważam, że sobie na to nie zasłużyłam. Popełniłam błąd, to wyglądało fatalnie z perspektywy obserwatora. Może nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale nie uważam, żebym zasłużyła sobie na to, żeby życzono mi lub moim bliskim śmierci. Wydaje mi się, że to było za dużo - stwierdziła.
Chciałam tylko zwrócić uwagę, że to wykroczenie, które popełniłam, czyli jazda pasem awaryjnym, to są trzy punkty karne. Nie kilkanaście, nie utrata prawa jazdy, nie więzienie, bo też mi tego życzyli - dodała.
Współczujecie jej?