Czym byłby show-biznes bez dobrego skandalu towarzyskiego z rzekomą zdradą w tle? W końcu gwiazdy to też ludzie, a ci targani namiętnościami potrafią nie raz, nie dwa, zboczyć ze ścieżki wierności małżeńskiej. Dawno nie mieliśmy okazji emocjonować się miłosnym trójkątem celebrytów, ale z pomocą przyszli Jacek Kopczyński i Hanna Turnau - para, być może już nie tylko serialowa, znana doskonale widzom "M jak miłość". A w zasadzie nie tyle oni sami, co paparazzi, towarzyszący im podczas przyjacielskiego wypadu do jednej z modnych warszawskich knajpek. Na pierwszy rzut oka było to spotkanie jakich wiele - ot, ciepły letni wieczór, rozmowy ze znajomymi i wspólna zabawa. Ale przyjaciół poznajesz po tym, jak się z tobą żegnają… W tym konkretnym przypadku pożegnanie Kopczyńskiego i Turnau było niezwykle czułe, okraszone gorącymi pocałunkami i pełne pasji. Taka relacja z kolegą z pracy to prawdziwy skarb, szczególnie dla mężatki.
Mamy tu do czynienia z klasyczną celebrycką historią, opowiedzianą już tyle razy, a wciąż tak samo interesującą. Para na ekranie, ale możliwe, że i poza nim, "mąż czekający w domu", ukradkiem zrobione zdjęcia i absolutna cisza ze strony samych zainteresowanych. To z pewnością jeden z tych momentów, gdzie osobom publicznym należy się odrobina współczucia, bo prawo do chwili zapomnienia ma każdy, ale nie każdemu towarzyszy wtedy fotograf. Flirty, romanse czy zdrady to naturalna część życia, więc nie ma co rzucać kamieniami w ludzi, którym to życie się po prostu przytrafia. Z gwiazdorskiego punktu widzenia jest to jednak pożar, w dodatku trudny do ugaszenia - wymaga bowiem publicznego wytłumaczenia się ze swoich win, wpuszczenia do alkowy i szczegółowego wyjaśnienia kto, z kim, kiedy i dlaczego. Można też wszystkiemu gorąco zaprzeczać lub milczeć, ale gazety i internauci tak szybko o tym nie zapomną. Ręce w tej sytuacji zacierają tylko producenci "M jak miłość", bo jest szansa na skok oglądalności - w końcu warto byłoby zobaczyć na własne oczy tę chemię, która była tak silna, że nie dało się jej powstrzymać również po wyłączeniu kamer…
Jedną z bardziej zabawnych rzeczy na naszym rodzimym podwórku jest fakt, iż do grona skandalistek można śmiało zaliczyć już Annę Lewandowską. Cokolwiek by nie zrobiła, wzbudza to ogromne emocje i lawinę komentarzy, często ekstremalnie skrajnych. Kontrowersje wokół trenerki sprawiają też, że w życiu dziennikarza show-biznesowego przychodzi moment, w którym musi napisać o bułce i kabanosach. Takimi bowiem przysmakami raczyły się córki Ani i Roberta podczas ostatniego meczu polskiej reprezentacji w piłce nożnej, a pamiątkowe zdjęcie z tej uczty równie szybko co pojawiło się na Instagramie Lewandowskiej, tak szybko z niego zniknęło. Można jedynie przypuszczać, że w ogóle miało tam nie trafić - sportowe małżeństwo znane jest z tego, że na swoich social mediach unika pokazywania twarzy dziewczynek. Ot, wpadka jakich wiele, komuś omsknął się palec i fotka zamiast do bliskich znajomych, powędrowała do ponad 5 milionów obserwujących.
To, co jednak różni Lewandowską od praktycznie każdej innej polskiej celebrytki, to reakcja internautów na niemal każdy jej ruch. Jeśli ktoś pomyślał, że słodkie zdjęcie jej pociech nie może wzbudzić negatywnych reakcji, to grubo się pomylił. No bo jak to, córki Lewandowskiej zajadają się białym pieczywem i kabanosem?! Escándalo! Przecież to koronny dowód na to, że to całe jej "healthy lifestyle" jest tylko na pokaz i podczas gdy promuje zdrową żywność, to swoje własne dzieci faszeruje wątpliwymi przekąskami… Oczywiście, wszystkie te ataki wychodzącą spod klawiatur osób, które najchętniej zadzwoniłyby do Opieki Społecznej z prośbą o interwencję, gdy Anka publikuje zdjęcie Klary zajadającej się zupą z kasztanów. Jak na kogoś, kto w przeszłości zdobywał w sporcie medale, w walce o sympatię Lewandowska po prostu nie może wygrać.
Zdaję sobie sprawę, że w zbiorowej fantazji mała Laura widząc opakowanie kabanosów zwróci uwagę, że w ich składzie są substancje konserwujące, przeciwutleniacze oraz regulatory kwasowości, a na końcu zrobi 10 pompek, ale może na moment warto dać szansę temu niesłychanemu konceptowi, że, uwaga, pomimo tych milionów na koncie i życia dalekiego od szeroko pojętej normy, trenerka jest po prostu mamą, która pozwala swoim dzieciom być… dziećmi. Śmiała teoria, ale warta rozważenia, bo atmosfera wokół żony Roberta robi się powoli nieznośna. Ktoś powie, że mogłaby sobie dać spokój i zniknąć, ale to się przecież nie wydarzy, więc równie dobrze możemy się pogodzić z jej obecnością i traktować jak człowieka, a nie jak jakiś eksperyment społeczny, którego zadaniem jest podnoszenie nam ciśnienia. Bo przy wysokim ciśnieniu to najlepiej pobiegać, więc znowu wyjdzie na jej, a tego przecież antyfani Lewej nie chcą…
Z informacji, które powinny "nikogo", ale jednak poruszyły internautów i czytelników Pudelka, warto wspomnieć krótko o odejściu z Polsatu Marcina Dowbora. Prezenter, który w ostatnich latach był prawdziwą twarzą stacji, sam poinformował o swojej decyzji i zapewnił, że nie stoją za nią żadne negatywne emocje czy konflikt z nowym kierownictwem. Informatorzy Pudelka donoszą z kolei, że Dowbor nie czuł się doceniany, a jego instagramowe fuchy są na tyle lukratywne, że da sobie radę i bez występów w telewizji. Coś nam mówi, że bez Dowbora poradzi sobie również Polsat.