Meghan Markle od wielu lat wzbudza duże zainteresowanie w mediach. Przed ślubem z księciem Harrym była już rozpoznawalną postacią, ale to właśnie małżeństwo z synem króla Karola III i słynny "Megxit" sprawiły, że o Amerykance usłyszał cały świat. Wcześniej Meghan parała się aktorstwem, można ją było podziwiać między innymi na planie serialu "W garniturach", gdzie wcielała się w postać Rachel Zane. Żona Harry'ego zagrała jeszcze kilka drugoplanowych ról i wystąpiła w teleturnieju "Deal or No Deal".
Nie da się jednak ukryć, że jej rola w programie nie należała do najbardziej spektakularnych, bo ograniczała się głównie do uśmiechania i otwierania teczek z zielonymi banknotami. W teleturnieju uczestnicy walczyli pieniądze, które były ukryte w srebrnych aktówkach. Obecne na scenie modelki otwierały teczki w odpowiednich momentach. Takie zadanie przypadło między innymi Meghan Markle, która wzięła udział w 34 odcinkach w latach 2006-2007.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Okazuje się jednak, że Markle nie wspomina tego czasu zbyt dobrze, bo w podcaście z Paris Hilton, rozmawiając o archetypach, przywołała słowo "bimbo", które to w slangu ma oznaczać atrakcyjną, naiwną i nieinteligentną kobietę. Meghan przyznała, że właśnie tak czuła się otwierając nesesery na scenie. Dodatkowo stwierdziła, że produkcja wymagała od modelek wypychania biustonoszy, doklejania sztucznych rzęs.
Skończyło się na tym, że zrezygnowałam z pracy w programie. Czułam, że jestem kimś więcej, niż uprzedmiotowioną kobietą, pozującą na scenie. Nie lubiłam tego, że zmuszano mnie jedynie do "wyglądania", przy jednoczesnym ograniczaniu komunikowania się. Czułam wtedy, że zostałem zredukowana do tego specyficznego archetypu słowa "bimbo" - mówiła.
Teraz na jej słowa zareagowała Claudia Jordan, która również brała udział w show. Kobieta ma nieco inne doświadczenie z produkcją, w której obecna była aż przez cztery sezony od 2005 do 2009 roku. Wyjawiła, że będąc modelką w teleturnieju, "miała wyglądać", a nie błyskać intelektem. Dodała również, że w każdym odcinku producenci wybierali pięć dziewczyn, które odznaczały się największą charyzmą i podpinano im mikrofony, by nawiązywały interakcje z uczestnikami. Nie zgodziła się również z zarzutami, że traktowano je jak "bimbo".
W "Deal or No Deal" nigdy nie traktowali nas jak "bimo". Dostałyśmy tak wiele możliwości dzięki występom w tym teleturnieju i dzięki stacji NBC. To taki rodzaj szansy, którą sama musisz wykorzystać i od ciebie zależy, co tak naprawdę z nią zrobisz. Jeśli tylko pojawiasz się na planie, by odbębnić swoją pracę - po prostu dostajesz zapłatę i niewiele z tego wynosisz - pisała na Instagramie.
Jordan wyjaśniła, że ona dobrze wspomina pracę na planie programu i przyznała, że był to dla niej pierwszy szczebel kariery.
Udział w teleturnieju zapłacił wszystkie moje rachunki, umożliwił mi udział w kampanii uświadamiającej kobiety o raku piersi, mogłam sprawdzić się jako prowadząca w innych programach, a "People Magazine" umieścił mnie na liście "100 Najpiękniejszych" - kontynuowała.
Na koniec wyjawiła jeszcze, że w żadnym wypadku nie zamierza atakować Meghan Markle, którą od lat broni w mediach. Swoim "oświadczeniem" chciała podkreślić, że dobrze wspomina swoją przygodę na planie "Deal or no Deal" i nie chce, by produkcja teleturnieju musiała mierzyć się z niesprawiedliwymi i krzywdzącymi osądami.
Myślicie, że Meghan odniesie się do słów koleżanki?