W ostatnich latach rodzinka królewska mierzy się z - delikatnie mówiąc - sporym kryzysem wizerunkowym. Do zszargania reputacji royalsów niewątpliwie przyczynił się syn królowej Elżbiety, Andrzej, który wplątał się w aferę z molestowaniem seksualnym i handlem żywym towarem z pedofilią w tle. Gdy na jaw wyszły "grzeszki" 60-letniego Windsora, który przez lata przyjaźni Jeffreyem Epsteinem miał dopuszczać się notorycznego nadużywania swojej pozycji, wiekowa monarchini zmuszona była "zwolnić" potomka z książęcych obowiązków i pozbawić go płynących za tytułem przywilejów.
Wszystko wskazuje na to, że to nie koniec problemów 94-latki z "niesfornym" synalkiem. Okazuje się, że Andrzej i jego była żona Sarah Ferguson zalegają ze spłatą 6,7 mln funtów właścicielowi willi w Szwajcarii, którą kupili w 2014 roku. Choć książę Yorku rozwiódł się z "Fergie" w 1996, dla "dobra" dzieci ex-małżonkowie utrzymywali kontakty, między innymi wyjeżdżając z córkami na narty do szwajcarskiego miasta Verbier, gdzie znaleźli wymarzone gniazdko na ferie zimowe.
Brytyjskie media wyjawiły, że syn królowej wciąż jest winny właścicielce posiadłości gigantyczną fortunę. Z najnowszych doniesień wynika, że madame Isabelle de Rouvre, do której wcześniej należała willa za 18 milionów funtów, z siedmioma sypialniami, sauną, basenem i tarasem, nie ma już cierpliwości do dłużników i chce wkroczyć na drogę sądową. Nieoficjalnie mówi się, że całą sprawą postanowiła zająć się królowa we własnej osobie, deklarując, że ureguluje astronomiczne zaległości Andrzeja.
To, o czym czytacie [na ten temat] w gazetach, jest prawdą. Ja mam swojego prawnika, oni mają swojego - wyjawiła de Rouvre, przyznając, że obie strony wolą uniknąć spotkania w sądzie.
Z kolei zgodnie z doniesieniami z otoczenia królowej Pałac Buckingham nie ma nic wspólnego z kontrowersyjną sprawą (przynajmniej oficjalnie), a nowy nabywca będzie musiał zapłacić de Rouvre z własnej kieszeni.
Myślicie, że brytyjscy podatnicy byliby zadowoleni z takiego rozwiązania?