W czwartek 22 października 2020 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że aborcja w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu nie jest już nagle zgodna z konstytucją. Tym samym sędziowie TK wydali wyrok na tysiące kobiet, które będą od teraz zmuszane do donoszenia ciąży, która skazana jest na niepowodzenie.
W akcie protestu na ulice wyszły tysiące Polaków. Setki policjantów zgromadziły się wokół domu Jarosława Kaczyńskiego. Obawiano się bowiem, że to właśnie na prezesie PiS może skoncentrować się gniew rozgoryczonych obywateli.
Tymczasem okazuje się, że sędziowie Trybunału Konstytucyjnego również czują się zagrożeni. Jak możemy dowiedzieć się na stronie TVP Info, na celowniku protestujących miał znaleźć się nie kto inny, jak sama Krystyna Pawłowicz. Była posłanka Prawa i Sprawiedliwości dziś zasiada w TK. W czwartek miały ją z tego powodu spotkać pewne nieprzyjemności, które na stronie TVP zostały wprost nazwane "atakiem".
Z głębi ciemnego podwórka i zza samochodu wyszło dwóch młodych mężczyzn. Jeden stanął na przejściu do mojej klatki. Kiedy zaczęłam się zbliżać, zaczął zadawać mi pytania, i kazał się tłumaczyć z wyroku w Trybunale Konstytucyjnym - opowiadała Pawłowicz w wypowiedzi dla programu Gość Wiadomości.
Według relacji sędzi drugi mężczyzna miał w tym czasie "filmować ją i świecić jej latarką w oczy". Kobieta miała poprosić panów, aby odeszli i wpuścili ją do domu. Ci jednak nie ustąpili.
Odwróciłam się i zaczęłam iść szybkim krokiem do najbliższego sklepu. Oni szli za mną i filmowali - kontynuowała swoją historię ulubienica prezesa Kaczyńskiego.
Po wejściu Pawłowicz do sklepu jej prześladowcy mieli zatrzymać się na chodniku. Ostatecznie przybyli na miejsce policjanci wylegitymowali obu delikwentów. Ponoć po tym, jak Pawłowicz została odwieziona przez funkcjonariuszy do mieszkania, poinformowano ją, że mężczyźni wrócili pod zamieszkiwany przez nią blok.
Policjant poczekał, aż ja weszłam do domu. Natomiast oni jeszcze tam stali przez jakiś czas - wspomina Krystyna Pawłowicz.