W jednym z poprzednich odcinków tego cyklu pisaliśmy o Agacie Młynarskiej, komplementując jej biznesowe wyczucie i doceniając fakt, iż "na telewizji zjadła zęby". Cóż, w świetle ostatnich wydarzeń fraza ta na zawsze już chyba zacznie kojarzyć się z kimś zupełnie innym. Pracujemy w show-biznesie, przychodziło nam raportować o naprawdę wielu absurdalnych sytuacjach ze świata rozrywki, ale czasami nawet i nam brakuje słów, aby opisać to, co widzimy na ekranie telewizora. A w tym tygodniu mogliśmy podziwiać m.in. to, jak Katarzynie Burzyńskiej z "Pytania na śniadanie", podczas wejścia na żywo, wypadają… zęby. Żeby było śmieszniej (?), stało się to przy okazji wywiadów z seniorami. Nikt nie wymyśliłby tego lepiej.
Co oczywiste, nagranie szybko stało się hitem sieci, a prezenterka pośpiesznie zapewniła, że wypadły jej nie zęby, a aparat ortodontyczny. Później, już w nieco bardziej humorystycznym tonie, Burzyńska przyznała, że był to tzw. ząb tymczasowy. Możemy tylko współczuć, bo w rankingu zawstydzających wpadek, strata uzębienia musi plasować się w samej czołówce. Przysięgamy jednak, że jeżeli nie urodzi się z tego instagramowy deal z producentem żelu do protez, to zwątpimy w real-time marketing na dobre.
Jeśli już zebraliście swoje zęby z podłogi, to czas na wycieczkę do Hollywood, gdzie nie ustaje medialny serial pt. "Kryzys w małżeństwie Jennifer Lopez i Bena Afflecka". Amerykańskie tabloidy od tygodni rozpisują się o nieuchronnym rozwodzie gwiazdorskiej pary, ale jak na tamtejsze standardy, doniesieniom tym brakuje nieco polotu i fantazji. Wszystkie cytowany artykuły opierają się na zasadzie prawdopodobieństwa i mogłyby z powodzeniem zostać napisane zanim jeszcze JLo i Ben odnowili swoją znajomość. Bo tak na chłopski rozum, wiedząc o nich to, co wiemy, to co mogłoby być przyczyną kryzysu i ewentualnego rozłamu? Kochająca sławę i kupcząca prywatnością Lopez kontra introwertyczny, mający problemy z alkoholem i nienawidzący atencji Affleck to przecież gotowy przepis na głośną kraksę. Tak bardzo jak ludzie kochają wynosić celebrytów na piedestał i zachwycać się, tak jak w przypadku tych dwojga, miłością, która była im pisana w gwiazdach, z taką samą (a może nawet większą!) satysfakcją będą domagać się ich upadku.
Jennifer Lopez nie jest tu oczywiście bez winy. Piosenkarka ma od jakiegoś czasu spore wizerunkowe problemy - użytkownicy TiKToka, a szczególnie pracownicy rozmaitych restauracji, prześcigają się w mało pochlebnych historiach na jej temat, co stoi w dość drastycznej opozycji do image’u "dziewczyny z Bronxu", który przez tyle lat pielęgnowała. Coraz więcej osób wraca też pamięcią do początków kariery JLo, gdy niezbyt hojnie obdarzona przez naturę wokalistka musiała wspierać się wokalami innych artystek. Gwoździem do trumny, a wręcz trzema jeźdźcami Apokalipsy, okazały się album, film i dokument spod szyldu "This is me… now", w których gwiazda urządziła publiczną wiwisekcję swojej wielkiej nieskończonej miłości do Afflecka. Dodajmy do tego słabą sprzedaż biletów na jej zbliżającą się trasę koncertową i największy kryzys w karierze gotowy. Jennifer nie jest jednak z tych, które szybko się poddają, więc stara się po kolei gasić każdy pożar: od bycia przemiłą dla fanów podczas spotkań promocyjnych nowego filmu, przez słodkie wideo na TikToku, na publicznym wyjściu z Benem kończąc. Czy to uciszy plotki? Prawdopodobnie nie, ale jest coś, co JLo zabolałoby bardziej niż medialna wrzawa wokół jej życia i kariery, mianowicie - cisza. A o tę chyba obawiać się nie musi…
A skoro już przy Ameryce i amerykańskim śnie jesteśmy, to powoli wybudza się z niego Izabella Miko. Polska aktorka, która mieszka w Stanach od ponad 25 lat, udzieliła wywiadu Plejadzie, w którym podzieliła się swoimi refleksjami dotyczącymi życia za Oceanem. Miko, często krytykowana czy wyśmiewana za swoje duchowe praktyki czy instagramowe aktywności, ma jednak zaskakująco trzeźwe spojrzenie na otaczającą ją rzeczywistość. A ta nie jest zbyt różowa. Gwiazda odniosła się m.in. do fatalnej sytuacji politycznej przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi, gdzie do boju staną skompromitowany i wielokrotnie skazany Donald Trump oraz Joe Biden. Iza wyraziła też zaniepokojenie wycofywaniem z obiegu gotówki, a także "elektronicznym smogiem". Zapowiedziała również, co nie powinno nikogo dziwić w kontekście jej projektu Eko Miko, że widzi swoją przyszłość raczej z dala od wielkiego miasta i możliwe, że niekoniecznie w Ameryce.
Wypowiedzi Miko spotkały się z dużym zainteresowaniem i, co akurat jest zaskakujące, okazały się mocno polaryzujące dla internautów, którzy albo chwalą jej trzeźwe myślenie, albo karcą za rzekome narzekanie. I tak jak lubimy podgryzać nasze celebrytki, tak tutaj nie ku temu żadnych powodów. Aktorka w sposób klarowny wyartykułowała swoje opinie i obawy, co więcej, nie w tonie budzącym skojarzenia z fanami teorii spiskowych i foliowych czapeczek. Niektóre koleżanki, szczególnie te żyjące na tym łez padole od 4000 lat, mogłyby wziąć przykład…