Krzysztof Antkowiak miał zaledwie 15 lat, kiedy podczas Konkursu Polskiej Piosenki w Opolu zaśpiewał "Zakazany Owoc", z miejsca stając się muzyczną sensacją na skalę narodową. Choć wielka kariera stała przed nim otworem, po jakimś czasie wycofał się z życia publicznego. Po latach muzyk przyznał, że powodem były używki i hazard. O trudnej przeszłości, zmaganiach z demonami oraz wierze, która uratowała mu życie, artysta opowiedział w rozmowie z Plejadą.
Po alkohol sięgnął w wieku 17 lat w wyniku zawodu miłosnego. Z czasem popadł w "weekendowy alkoholizm" i długo nie potrafił funkcjonować bez uprzedniego "zgłuszenia się". Jak przyznaje, lampki ostrzegawcze zapaliły mu się dopiero, gdy zaczął "zawalać" obowiązki. Nie potrafił jednak z tego wyjść. Niedługo później dołączył do tego hazard.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Byłem na koncercie w Stanach i ktoś zabrał mnie do kasyna - wspomina muzyk. Okazało się, że mam w sobie żyłkę do tego. Hazard pozwalał mi uciec od rzeczywistości. Na chwilę mogłem o wszystkim zapomnieć. I choć wydawało mi się, że kasyno to miejsce dla ludzi, którzy nie mają pomysłu na to, jak zarobić pieniądze, a nie dla mnie, to szybko zacząłem tam regularnie bywać. Dawało mi to mnóstwo adrenaliny i pozwalało przenieść się do innego świata.
Z czasem do Antkowiaka dotarło, że ma poważny problem, z którym nie upora się sam. Niezbędna okazała się fachowa pomoc. Ku jego przerażeniu, mityngi czy terapia na niewiele się zdały. Nieoceniona okazała się być natomiast modlitwa.
Każdy ma inną drogę, mnie pomogła modlitwa - stwierdził. Jednym z pierwszych kroków w programie 12 kroków, przez który przechodzą osoby uzależnione, jest zawierzenie sile wyższej. Ja zawierzyłem Bogu. On mnie uzdrowił i od 12 lat jestem "czysty".
51-latek mówił w rozmowie z Plejadą, że w pewnym momencie życia odwrócił się od Boga, "przeszedł na ciemną stronę mocy" i wpadł "w sidła szatana".
Zły duch mnie przejął, dawał mi różne smakołyki, żeby mnie omamić i działał tak, żebym miał wrażenie, że wszystko kontroluję. Mimo że miałem problem, nie dostrzegałem go. Grałem koncerty, zarabiałem pieniądze, ludzie mnie kochali. A tak naprawdę wpadłem w bagno i przez jakieś 10 lat w nim tkwiłem – wyznał. Z perspektywy czasu wiem, że Bóg cały czas przy mnie był, mimo że ja byłem daleko od niego. Wiele razy mi pomagał, ratował mnie z opresji. Nie mam wątpliwości co do tego, że Anioł Stróż nade mną czuwał.
W pewnym momencie targające nim emocje okazały się na tyle dojmujące, że rozważał odebranie sobie życia.
Wiedziałem nawet, w jaki sposób odbiorę sobie życie. Miałem gotowy plan. Ale nie chcę do tego wracać. W każdym razie tak się kończy życie w kłamstwie i uleganie podszeptom szatana. Na szczęście, modlitwa mnie uratowała.
Powiedziałem: "Panie Boże, jeśli jesteś, błagam cię, pomóż mi, bo ja nie chcę już tak żyć". I Bóg mnie wysłuchał. Następnego dnia obudziłem się i nie miałem już w sobie potrzeby ani by sięgnąć po alkohol, ani by pójść do kasyna. Wszystkie nałogi zostały mi zabrane w jednej chwili. Wiem, że brzmi to przedziwnie. Ktoś może pomyśleć, że zwariowałem. Ale tak naprawdę było – mówił, przyznając, że traktuje to jako doświadczenie cudu.