Trwająca od roku pandemia koronawirusa wielu ludziom odebrała zdrowie, a nawet bliskich. Coraz mocniej odczuwalne są też ekonomiczne skutki epidemii i związanych z nią lockdownów. Wielu przedsiębiorców walczy o przetrwanie, a pracownicy tracą źródła dochodów.
Na swój los narzekają też artyści. Co prawda część z nich dostała od państwa dotacje, ale nie wszystkim udało się załapać na pomoc z budżetu. Z niepokojem o przyszłości myślą między innymi starsze osoby, które przed pandemią dorabiały regularnie do swych emerytur.
Nie jest tajemnicą, że wielu artystów ze względu na niskie składki, jakie odprowadzali przez lata, dziś dostaje miesięcznie głodowe świadczenia. Bardziej zaradni odłożyli sobie oszczędności na czarną godzinę, większość pracuje mimo emerytury. W takiej sytuacji jest Krzysztof Cugowski, który miesięcznie dostaje 1000 złotych emerytury.
Muzyk nie skarży się, bo wie, że niskie świadczenia wynikają ze śmiesznie niskich składek, jakie płacił przed laty (preferencyjne składki ZUS odprowadzane przez Cugowskiego miesięcznie wynosiły... 14 groszy), podkreśla jednak, że chciałby już wrócić do koncertowania i zarabiania, bo oszczędności również powoli się kurczą.
Nie mogę narzekać. I nie mam pretensji do losu, że po sukcesie, który odniosłem, teraz nie powinienem się zastanawiać, czy ja będę miał z czego żyć, gdybym przestał grać, czy nie. Zarobiłem troszkę pieniędzy, ale nawet nie porównuję się do ludzi zamożnych, bogatych. Owszem, rok, dwa przeżyję bez grania, jakoś to będzie, ale co dalej? - mówił Cugowski na początku pandemii.
Od tamtego czasu minął rok i dziś - po krótkim zluzowaniu obostrzeń - rząd znów wprowadza lockdown, który niweluje wszelkie plany - również te artystyczne.
Będzie jeszcze trudniej?