Pandemia koronawirusa i związana z nią izolacja mocno dały się we znaki niemal wszystkim gałęziom gospodarki, nie oszczędzając przy tym show biznesu. Gwiazdy, które przywykły do tego, że całe swoje miesięczne zarobki zdobywają na trasie podczas wakacyjnego sezonu, nagle znalazły się bez środków do życia. Tak przynajmniej można było sądzić po relacjach takich osób jak Maryla Rodowicz czy Alicja Majewska, które mimo koszenia ogromnych stawek za publiczne wystąpienia i koncerty nie zdołały najwyraźniej przygotować się na "czarną godzinę".
Przypomnijmy: Dramat Maryli Rodowicz. Twierdzi, że nigdy nie żyła tak BIEDNIE, jak teraz: "Trzeba zaciskać pasa. Bywa, że jestem POD KRESKĄ"
Narzekania Maryli Rodowicz na problemy z opłacaniem rachunków stały się nawet przedmiotem internetowych żartów. Wielu fanów zaczęło się jednak zastanawiać, jakim cudem osoby z tak ogromnym przychodem z dnia na dzień znalazły się pod kreską. Odpowiedź na to pytanie zdaje się mieć nie kto inny, jak niekwestionowany król polskiej estrady Krzysztof Krawczyk.
Muzyk zawiesił przed kilkoma miesiącami działalność ze względu na pandemię, jednak jak sam wyjawia w najnowszej rozmowie z Twoim Imperium, wcale nie musi zaciskać pasa, jeżeli chodzi o kwestie finansowe. Artysta zapewnia, że w niedalekiej przyszłości z pewnością wystąpi jeszcze przed widownią, ale na chwilę obecną potrafi utrzymać się z emerytury wypłacanej przez ZUS.
Odłożyłem na czarną godzinę dzięki mojej żonie Ewuni, która w odpowiednim momencie okiełznała we mnie utracjusza. No i dzięki mamie, która - gdy ja nie myślałem o przyszłości - pilnowała, bym regularnie płacił składki na ZUS. Moja emerytura nie jest wysoka, ale kto myślał o przyszłości, ten ma. Zarabiałem przyzwoicie nawet w PRL. Poza tym przyzwoitość nakazuje równać się do średniej krajowej, bo niby dlaczego miałbym być faworyzowany - zaznaczył w rozmowie z tabloidem.
Myślicie, że Maryli i spółce słowa Krawczyka pójdą w pięty?