Podczas pamiętnego wywiadu z Oprah Winfrey Meghan Markle wytoczyła oskarżenia o rasizm w rodzinie królewskiej. Komentarze dotyczące koloru skóry Archiego miały paść z ust jednego z royalsów. Długo jednak nie wskazywano na to, kto miałby być tą osobą.
Czytaj także: Meghan Markle gorzko o RASIZMIE w szeregach royalsów: "Wypytywano, JAK "CIEMNY" będzie nasz syn"
Kulisy owego konfliktu opisuje w swojej książce "Brothers And Wives: Inside The Private Lives of William, Kate, Harry and Meghan" Christopher Andersen. Przedpremierowo do mediów trafiły już fragmenty publikacji. Autor wskazał, że to książę Karol miał być autorem komentarzy, które początkowo nie miały jednak rasistowskiego wydźwięku, bowiem były to jedynie "niewinne" aluzje.
Następca tronu po prostu był "ciekawy", a to dworzanie nadali tym słowom rasistowskiego charakteru. Jak informuje "The Sun", książę Karol postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i straszy prawnikami w związku z twierdzeniami, że był "królewskim rasistą".
Doradcy Karola i jego żony przyznali, że rozmowy przytaczane przez Christophera Andersena są fikcją, a następca tronu nie miał niczego złego na myśli.
Bronią go także publicyści. Ingrid Seward wyznała, że książę Karol "byłby bardzo zirytowany tego rodzaju stwierdzeniem, ponieważ ostatnią rzeczą, jaką można o nim powiedzieć, jest to, że jest rasistą".
Komu wierzycie?