Tydzień temu Kate Middleton i książę William wybrali się w pierwszą od początku pandemii zagraniczną podróż. Delegacja odbyła się w ramach obchodów 70-lecia rządów królowej Elżbiety. Z tej okazji Cambridge'owie odwiedzili Belize, Jamajkę i Bahamy.
Grafik wyjazdu był wypełniony po brzegi i obejmował m.in. przechadzkę po dżungli, pływanie z rekinami i udział w wojskowej paradzie. Wszystko było oczywiście starannie dokumentowane na zdjęciach, a Kate jak zwykle olśniewała kreacjami i uśmiechem.
Niestety przyjazd pary książęcej wywołał też liczne protesty, bowiem część mieszkańców odebrała tę wizytę jako "policzek" i przejaw "współczesnego kolonializmu". Na transparentach pojawiały się m.in. takie hasła jak "Wynocha z naszej ziemi". Pojawiły się też opinie, że "rojalsi" są "głusi na współczesną wrażliwość".
Po powrocie do Wielkiej Brytanii książę William wydał oficjalne oświadczenie, w którym odnosi się do protestów mieszkańców Karaibów. Stwierdził w nim, że akceptuje fakt, iż jego przyszłość będzie kształtowana przez to, jak on i jego żona są postrzegani przez ludzi na całym świecie.
Wiem, że ta podróż przyniosła wyraźne pytania dotyczące przeszłości i przyszłości. W Belize, na Jamajce i Bahamach to ludzie muszą decydować o przyszłości. Wyjazdy zagraniczne to okazja do refleksji. Wiele można się nauczyć. Jak myślą tamtejsi premierzy, jakie są nadzieje i ambicje dzieci w wieku szkolnym, jak wyglądają codzienne wyzwania, przed którymi stoją rodziny i społeczności. Bardzo nam się podobało spędzanie czasu ze społecznościami we wszystkich trzech krajach. Mogliśmy lepiej zrozumieć kwestie, które są dla nich najważniejsze...
Catherine i ja jesteśmy oddani służbie. Dla nas to nie jest mówienie ludziom, co mają robić. Chodzi o służenie im i wspieranie ich w sposób, który uważają za najlepszy, za pomocą platformy, którą mamy szczęście posiadać. Wycieczki takie jak ta potwierdzają nasze pragnienie służenia obywatelom Wspólnoty Narodów i słuchania społeczności na całym świecie. To, kogo Wspólnota wybierze, aby przewodził jej w przyszłości, nie jest tym, o czym myślę. Liczy się dla nas potencjał Wspólnoty do tworzenia lepszej przyszłości dla ludzi, którzy ją tworzą, oraz nasze zobowiązanie do służenia im i wspierania najlepiej, jak potrafimy - napisał książę.
Oświadczenie Williama wywołało zaskoczenie, bo raczej nikt nie spodziewał się po "rojalsach" takiej otwartości i pokory.
Myślicie, że to znak, że monarchia naprawdę przechodzi przemianę?
Zobacz też: Ubawieni Kate i William dokazują w Belize. Nie widzieli protestów w wiosce obok? (ZDJĘCIA)