O Kubie Wojewódzkim na ogół mówi się głównie w kontekście jego występów w telewizji - "król TVN" od lat prowadzi na antenie stacji autorski talk-show, ostatnio spełniał się zaś jako juror programu "Mask Singer". Uwagę mediów często zwracają także jego wpisy na Instagramie. W kwietniu ubiegłego roku szerokim echem odbił się post, w którym Kuba pochwalił się zdjęciem na tle czerwonego Ferrari F12 tdf. Dziennikarz podzielił się ujęciem z samochodowej przejażdżki, które zainteresowało nie tylko fanów, lecz również policję. Prędkościomierz auta Wojewódzkiego wskazywał bowiem 250 km/h...
Obiecałem w domu, że wrócę szybko… - podpisał post Kuba.
Internauci szybko ustalili, że zamieszczone przez Kubę Wojewódzkiego zdjęcie zostało wykonane nieopodal warszawskiego Okęcia, prawdopodobnie na fragmencie obwodnicy drogi S79 - gdzie maksymalna dozwolona prędkość wynosi 110 km/h. Szalony rajd dziennikarza otwarcie potępiła warszawska policja, zapowiadając wówczas wszczęcie "czynności sprawdzających w związku z możliwością popełnienia przestępstwa" i prosząc o kontakt świadków zdarzenia.
Teraz okazuje się natomiast, że Wojewódzki wkrótce może ponieść konsekwencje chwalenia się zawrotną prędkością na liczniku. Wszystko za sprawą zdecydowanej reakcji stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, którego członkowie postanowili złożyć w tej sprawie zawiadomienie. Warszawska policja po roku skierowała natomiast sprawę do sądu - o czym poinformowano we wtorek na oficjalnym facebookowym profilu organizacji.
Ujawniamy: Kuba Wojewódzki stanie przed sądem za jazdę 250 km/h! To dzięki naszemu zawiadomieniu rok temu. Pamiętacie, jak chwalił się tym na swoim Instagramie? Dostarczyliśmy to zdjęcie na policję i po roku mamy odpowiedź - czytamy na profilu Miasto Jest Nasze.
Przedstawiciele organizacji zapowiedzieli także, że zamierzają czynnie zaangażować się w sprawę i wystąpić w sądzie jako strona społeczna.
Zobacz również: Kuba Wojewódzki parkuje na chodniku i wjeżdża na pasy autem za 1,5 miliona złotych (ZDJĘCIA)
Dość bezkarności celebrytów. Przyłączymy się do sprawy jako strona społeczna i zadbamy o argumenty dla sądu - dodali przedstawiciele organizacji.
W swoim wpisie stowarzyszenie podkreśliło, że osoby publiczne łamiące przepisy nie powinny być w żaden sposób traktowane ulgowo. Jego członkowie zamierzają więc dołożyć wszelkich starań, aby Wojewódzki poniósł konsekwencje swego czynu.
Celebryci w Polsce nie mogą być nadzwyczajną kastą. Obywatel, który chwali się łamaniem przepisów, i to w tak rażący sposób, musi ponieść konsekwencje. Będziemy przekonywać sąd do niedawania Kubie taryfy ulgowej. Wkrótce więcej informacji o sprawie na naszych kanałach - napisali członkowie stowarzyszenia.
Sprawę podczas konferencji prasowej skomentował także współzałożyciel stowarzyszenia, Jan Mencwel. W rozmowie z dziennikarzami przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia przedstawiciel Miasto Jest Nasze nie ukrywał, że organizacja cieszy się, iż Wojewódzkiego dosięgnie sprawiedliwość.
Cieszymy się, że mimo wszystko, nawet po roku, ta sprawa jednak nie zniknie, nie zostanie zamieciona pod dywan i Kuba Wojewódzki, mamy nadzieję, poniesie konsekwencje tego po prostu bandyckiego zachowania na drodze - powiedział Mencwel cytowany przez "Fakt".
Jak informują Wirtualne Media, podczas konferencji przed gmachem warszawskiego sądu Mencwel podkreślił, że trzeba mieć także na uwadze wysoką szkodliwość społeczną wpisu Kuby Wojewódzkiego. Jak stwierdził, chwaląc się prędkością na liczniku Ferrari dziennikarz mógł zachęcić innych "do organizowania sobie wyścigów po ulicach". Stowarzyszenie zamierza także wnioskować, by sąd nałożył na Kubę najwyższą możliwą grzywnę za "spowodowanie zagrożenia w ruchy drogowym" - 30 tysięcy złotych.
Myślicie, że Wojewódzki odniesie się do sprawy?